9th wonder


Prawdopodobnie pierwsze zdjęcie Anthony Davisa w czapeczce Hornets
Hej!! Loteria już za nami. Mimo, że starałem się twardo stąpać po ziemi, w ostatniej chwili dałem sie porwać marzeniom, że, no może nie pierwszy, ale trzeci pick ... Tymczasem, zostaliśmy tu gdzie byliśmy, czyli na dziewiątym miejscu. Wielkimi wygranymi loterii są Szerszenie, które z czwartego miejsca wskoczyły nie tylko do Top 3, ale zgarnęły pierwszy pick, który na 99.9% zamienią na wysokiego chudego gościa ze zrośniętymi brwiami. Nowy właściciel*, Anthony Davis, dodatkowo 10 pick - Hornets mogą się odbić szybciej niż można by przypuszczać. Zaliczający dno dna Charlotte Bobcats wzięli drugi pick. Potem dalej wszystko w kolejności - Waszyngton, Cleveland, Sacramento, Portland (od Brooklyn Nets), Golden State, Toronto i My Michigańskie Lwy ;-)) O tym co zrobimy z tym wyborem będę jeszcze, pewnie nie raz, pisał. Stay tuned!! Peace!!

* Tom Benson nie jest jeszcze formalnie właścicielem Hornets. Był obecny na gali jako przedstawiciel klubu, ale trochę na wyrost. Obecnie Hornets wciąż są własnością NBA.

Chcę przypomnieć ...

... że już o 02:00 w nocy ze środy na czwartek odbędzie się loteria draftowa. Pistons rozstawieni są na 9 miejscu. Mamy 1.7% szans na pierwsze, 2.0% na drugie i 2.4% na trzecie. Począwszy od czwartego miejsca, drużyny są rozstawiane w kolejności od najgorszego bilansu. Możemy więc też spaść o trzy miejsca, ale jest to bardzo mało prawdopodobne, bo zakłada, że trzy druzyny z bilansem gorszym niż Tłoki wygrają losowanie na pierwsze miejsca. Na gali loterii Pistons będzie reprezentował Brandon Knight.

Kobe wbija szpilę

Podczas konferencji prasowej po wyeliminowaniu Lakers przez Thunder w pięciu meczach, Kobe odniósł się do pytania o to czy schodzi ze sceny, wraz ze swoją drużyną. Zaprzeczył, jednocześnie niepotrzebnie obrażając Detroit Pistons, jako drużynę, która po '92 zniknęła na zawsze. Może zapomniał co wydarzyło się w 2004? Nie, raczej nie mógł zapomnieć i pewnie dlatego, jak trzeba było przywołać przykład poniżonej drużyny, która po porażce w play off popadła w niebyt, przywołał Detroit. Czy słusznie? Sweep ze strony Bulls w pierwszej rundzie play off '92 był faktycznie początkiem szybkiego końca ery Bad Boys. Odszedł Chuck Daly, Tłoki zaliczyły bilans 40-42 w sezonie 92/93, co pozostawiło ich poza play off. Ale 40-42 to nie jest zniknięcie. Kolejne dwa sezony były naprawdę bardzo chude, ale w 95/96 i 96/97 prowadzeni przez Douga Collinsa Pistons, z młodą gwiazdą Grantem Hillem, zaliczyli bilans odpowiednio 46-36 i 54-28. Dwukrotnie odpadali w pierwszej rundzie, ale to też nie jest zniknięcie. Po rocznej nieobecności w postseason, Tłoki znów kwalifikowały się i odpadały w pierwszej rundzie w sezonach 98/99 i 99/00. Dół sezonu 00/01 (bilans32-50) poprzedził początek budowy ekipy Go to Work, która pod wodzą Ricka Carlisle'a dochodziła do półfinałów i finałów konferencji, żeby już pod wodzą Larry'ego Browna, pokonać Lakers 4-1 w finale w 2004. Tyle historii. Średniactwo, brak najważniejszych sukcesów? OK. Ale nie zniknięcie. Nieładnie. Nie chodzi mi o to, że można było wybrać inny przykład, klubu, który przechodził jeszcze większe trudności (patrz chociażby wspomniani Bulls po Jordanie), ale po co w ogóle dowartościowywać swoją porażkę porównaniami, że "my to nie to co oni"?
Nie lubię Kobego za zarozumiałość. Ponadto preferuję bardziej egalitarny model drużyny niż prezentują obecni Lakers. Jednocześnie uważam, że jest dużo nieuprawnionej niechęci wobec niego, bo ludzie utożsamiają waleczność i zaciętość z bufonadą. Ta bufonada przeważnie nie przeszkadza mu okazać szacunku wygranym i uznać porażkę. Jest jednym z największych graczy w historii. Jego technika jest na kosmicznym poziomie. Szczególnie widać to teraz, kiedy nie może już w takim stopniu polegać na eksplozywności i używa więcej zwodów. Tanie docinki naprawdę nie dodadzą mu splendoru.

I na koniec

Nawiązują co ocen posezonowych, linkuję materiały z konferencji kierownictwa Pistons na zakończenie sezonu. Wiadomo, że dużo okrągłych słów, ale jest też kilka ciekawszych wątków, np. ten dotyczący amnestii. Zostawiam was z materiałem:





Oceny posezonowe

Podsumowanie indywidualne i zespołowe sezonu 2011/12. Oceny w skali 2-5.

BACKCOURT

Will Bynum
Will the Thrill zaliczył nieudany i frustrujący sezon. Obecność Brandona Knighta i kredyt zaufania, którym obdarza go Lawrence Frank, sprawiły, że Will wypadł z rotacji w pierwszej części sezonu. Zaczął grywać dopiero wobec kontuzji Bena Gordona i Rodneya Stuckey. Co do samej gry, pokazał, że potrafi być lepszym playmakerem niż Knight i gra ze swoją firmową intensywnością. Jednak jest podatny na wahania formy i ma problemy ze skutecznością. W obecnej sytuacji Joe Dumars powinien zrobić jemu i sobie przysługę włączając go do jakiejś wymiany. Will jest solidnym graczem, z dobrym nastawieniem. Szkoda, żeby grywał średnio po 15 minut w meczu i musiał czekać na kontuzje innych, żeby dostać szansę.
Ocena: 3-

Ben Gordon
BG odbił się po fatalnym sezonie 2010/11 i w statystykach zaliczył lekki progres. Było też widać, że wykonywał solidną pracę po bronionej stronie, podtrzymując niezły poziom aktywności. Jednak to wszystko wciąż nie uzasadnia jego ogromnego kontraktu, przez co po sezonie jest wymieniany jako jeden z potencjalnych kandydatów do amnestii. BG przeważnie wchodził z ławki jako trzeci obrońca, grywając zarówno u boku Stuckey'a, jak i Knighta. Wobec kontuzji tychże, wychodził w pierwszej piątce. Miał rekordowe mecze, jak ten, czy ten. Widać było, że czuje się pewniej i znalazł swoje miejsce w rotacji Franka. Jednak nie można i nie należy już mówić o przełomie. To właśnie jest BG. Strzelec, czasem wybitny, atleta, kiepski kozłujący i bez umiejętności rozgrywania.
Ocena: 3+


Brandon Knight
Układ loterii sprawił, że z ósmym numerem w drafcie 2011 Pistons wybrali gracza, który przypominał charakterystyką innych obrońców Detroit. Knight zakończył sezon w trzeciej drużynie All Rookie, a mógłby też być i w drugiej. Podpisuję się pod stwierdzeniem, że patrzenie w statystyki przesłania radość z oglądania go na boisku. Szybkość, sprawność, koordynacja, energia. Dobra trójka i niesamowite floatery, nawet z linii osobistych. Lawrence Frank uznał, że Pistons maksymalizują swoje mocne strony grając szybciej i pozwolił im biegać. Knight i Stuckey skorzystali na tym jak nikt inny. Trzeba też podkreślić, że miejsce w pierwszej piątce nie zostało Brandonowi dane, tylko je wywalczył zaangażowaniem na treningach. Postęp jaki wykonał każe z optymizmem patrzeć w przyszłość. Z drugiej strony jego przyszłość nie jest jeszcze tak jasna. Musi ograniczyć straty i spróbować grać na stałym poziomie, bez dramatycznych wahań, które mogliśmy obserwować w minionym sezonie. Wiemy, że nie jest playmakerem, ale wypracowanie choćby podstawowych umiejętności rozgrywania w ataku pozycyjnym jest niezbędne. Tak, czy inaczej, Knight jest obecnie największą nadzieją na rozwój indywidualny graczy, po Gregu Monroe. Tymczasem czekamy na postępy, bo za rok kryteria oceny będą bardziej surowe.
Ocena: 4-


Walker Russell
Grinder  wydobyty z D-League, kiedy kontuzje zebrały swoje żniwo wśród obwodowych Tłoków. Pojawił się, grał dobrą defensywę, umiał ładnie podać, ale bez większego wkładu w ofensywę i podatny na straty. Na początku wydawało się, że swoją grą wywalczy sobie kontrakt w NBA w przyszłym sezonie. Teraz nie jestem tak przekonany.
Ocena: 3-

Rodney Stuckey
Drugi największy postęp w drużynie i na pewno miłe zaskoczenie. Wygląda na to, że Stuckey przełamał się i wreszcie znalazł balans w swoje grze. Oczywiście pomysły trenera Franka, które pomogły mu maksymalizować swoje mocne strony były kluczowe. Ale dobra selekcja rzutów, poprawa skuteczności na półdystansie i stałe zaangażowanie w obronie to już odpowiedź samego Stuckey. Częściej grał off ball, nie siłował rzutu jak mu nie szło i w większości meczów był liderem drużyny. To naprawdę niesamowita odmiana wobec humorzastego gracza z sezonu 2010/11, który notorycznie wbijał się w pomalowane, mimo asysty obrońców. Stuckey podkreślał, że korzystał z pomocy psychologa i udało mu się pogodzić z samym sobą. Tym lepiej dla nas wszystkich. Nie widać tego może w statystykach, ale to był najlepszy rok w karierze RS. Na minus, wpadł w dołek w końcówce sezonu, kiedy kilkukrotnie prawie nie podejmował prób rzutowych w meczu.
Ocena: 4+


Podsumowując, tylna formacja Tłoków jest wciąż w przebudowie. Jak zakończy się ten proces, trudno powiedzieć. Knight i Stuckey stworzyli małą stabilizację, na której można budować. W obronie Stuckey grał jako dwójka, a w ataku dzielili się piłką z przewagą Knighta na koźle. jednak rotacja trzech obrońców z Benem Gordonem z ławki sprawia, że i tak niski backcourt Pistons, jest dramatycznie mały. Dlatego dobrym uzupełnieniem z ławki byłby wysoki, defensywny obrońca, potrafiący regularnie trafić czystą trójkę.


FRONTCOURT

Austin Daye
Trzeci sezon podobno jest kluczowy w rozwoju gracza. Cóż, o swoim trzecim sezonie Austin Daye chciałby jak najszybciej zapomnieć. Przegrał walkę o pozycję zmiennika na trójce z Damienem Wilkinsem, rzucał ze straszną skutecznością 32% z gry i 21% za trzy, a w defensywie nie pracował wystarczająco mocno. Frustracja aż się z niego wylewała. Kiedy w końcu wydawało się, że znajdzie rytm po lepszych występach, znów wpadł w dołek. Naprawdę ciężko stwierdzić co z niego będzie i czy Pistons powinni jeszcze czekać aż się odbije.
Ocena: 2


Jonas Jerebko
Po rewelacyjnym debiucie, stracił cały zeszły sezon i wielu fanów Pistons nie mogło się doczekać jego powrotu.Wrócił, podpisał czteroletni kontrakt i oto jest. Moje oczekiwania wobec JJ'a były zbyt wygórowane, przez co na początku byłem trochę rozczarowany, że nie kończy tak często w kontrach i nie jest tak aktywny jak w sezonie 2009/10. Ale to w głównie wina ustawiania go na czwórce, gdzie walczy jak lew, ale często przeciwko większym, silniejszym przeciwnikom. Z czasem Jerebko odnalazł się w roli pierwszego wysokiego z ławki, grając średnio 23 minuty w meczu. Szarpał w obronie, stawiał zasłony i robił te wszystkie rzeczy, którymi podbił serca fanów w debiutanckim sezonie. Razem z Benem Wallacem nadawali defensywny ton drugiej piątce. W ataku Jerebko częściej próbował rzutów z dystansu, ze zmiennym skutkiem. Za to pokazywał naprawdę niesamowite oldskulowe ruchy, a na jego rzut pełnym hakiem czekam w każdym meczu ;-). W końcówce sezonu Lawernce Frank spróbował ustawienia JJ'a na trójce, gdzie ten podobno lepiej się czuje. Wspieram ten pomysł, bo Jonas jest na tyle szybki, że byłby  w stanie skutecznie pokryć większość trójek w lidze i jednocześnie uwolniłby swoją grę w kontrach. Mam nadzieje, że wraz z oczekiwanym wzmocnieniem środka, będziemy częściej widywać Szwedzkiego Orła jako niskiego skrzydłowego.
Ocena: 4


Vernon Macklin
Wysoki, waleczny gracz, który nie znajduje szansy na grę w zespole dramatycznie potrzebującym podkoszowych. Cóż, Lawrence Frank zawęził rotację i Monroe, Jerebko, Wallace i Maxiell zabrali większość dostępnych minut. Macklin był natomiast bardzo zaangażowany na treningach, a wysłałby do D-League kręcił imponujące statystyki. W Pistons grywał ogony i ciężko go ocenić. Prezentował się dobrze w ograniczonym czasie i trudnych okolicznościach. Plus za to.
Ocena: 3+


Jason Maxiell
Gra Maxa była chyba jeszcze większym zaskoczeniem niż postęp Rodneya Stuckey. Z czwartego wysokiego w rotacji i kandydata do amnestii, stał się graczem pierwszej piątki i średnio przebywał na boisku najdłużej w karierze. OK, jego fizyczny styl pasował do koncepcji trenera, który dał mu szansę. Ale to Maxiell zameldował się na obóz przygotowawczy szczuplejszy, w doskonałej formie. To on sam dodał skuteczny rzut z półdystansu do repertuaru zagrań. Dzięki temu stanowił stabilizujący czynnik w składzie Tłoków. Bardzo miła niespodzianka! Teraz Max ma opcję na ostatni rok kontraktu i mówi, że może jej nie zrealizuje, szukając długoterminowego zabezpieczenia. Cóż, zapewne jest to tylko podbijanie swojej pozycji negocjacyjnej. Pistons wciąż nie powinni dawać mu kolejnej, kilkuletniej umowy, zwłaszcza w kontekście potrzeb i niewielkich możliwości inwestycji. Nie wiem jak potoczą się losy Maxa, ale wydatnie pomógł Tłokom w minionym sezonie i postawił się w korzystnej pozycji na rynku.

Ocena: 4


Greg Monroe
You might not notice, might not know! What!? Progress of Greg Monroe!! OK, pod koniec sezonu miał trochę dołek. OK, dalej nie ma wielkiej dynamiki i czasem, nie jest w stanie utrzymać balansu. Coś jeszcze ...? Już nic? No właśnie. Ze screenera, który roluje do kosza, zbiera punkty drugiej szansy na atakowanej tablicy i wykonuje czarną robotę, Monroe stał się ... hmmm ... chciałem napisać centrum ofensywy, ale do tego niestety jeszcze daleko. Nie, nie dlatego, że Greg jest za słaby, tylko inni gracze, a głównie skrzydłowy o inicjałach TP wolą oddawać więcej rzutów i zbyt często pomijać zawodnika, który rzuca 52% z gry i 74% z linii. W drugim roku Monroe podtrzymał wysoką skuteczność z gry, pomimo iż jego rola uległa znaczącym zmianom. Lawrence Frank zaczął go ustawiać w izolacjach, gdzie Greg zaimponował świetną pracą nóg, zwodami i cierpliwością charakterystyczną raczej dla gry weteranów. Skuteczny, miękki, wysoki jumper z okolic piątego metra tylko ułatwił mu zadanie. Nie spuścił z tonu na desce i wciąż był aktywny w przechwytach. Przy brakach atletycznych, należy podkreślić, że Łoś, jak nazywają go kibice, jest szybkim i sprawnym  wysokim. Nie raz rozpoczynał i kończył kontrę, dobrze odnajdując się w szybszej grze, którą zaordynował coach Frank. Na koniec sezonu Monroe zajął czwarte miejsce w glosowaniu Most Improved Player. Musi pracować nad obroną, bo na razie jest głównie graczem ofensywnym i playmakerem. Ale ma dopiero 22 lata i drugi sezon za sobą. Przed rokiem fani prognozowali, że wyrośnie na gracza o statystykach na poziomie 16 pkt., 8-10 zbiórek. Obecnie większość raczej zaniechała prognoz, bo postęp Grega każe pozostawić otwartym pytanie o kres jego możliwości.
Ocena: 5-

Tayshaun Prince
Joe Dumars przed sezonem podpisał z Princem czteroletni, lukratywny kontrakt. Posunięcie wydawało się kontrowersyjne, szczególnie w przebudowującej się drużynie, bo potencjalnie blokowało rozwój Jonasa Jerebko i Austina Daye'a. OK, wiemy jak było z Dayem i trudno tłumaczyć jego trudności powrotem Prince'a. Jerebko był wystawiany na czwórce, a Kyle Singler wybrał grę w Hiszpanii. Sztab Pistons wyszedł z założenia, że skuteczna przebudowa jest możliwa jedynie z udziałem sprawdzonych weteranów, którzy wesprą młodych i nadadzą odpowiedni ton grze. Nie chodzi oczywiście o to, żeby Prince był wyłącznie mentorem. Ma grać, i to dobrze. A z tym było różnie. Wolny start był spowodowany kontuzją. Potem Tay wrócił do formy, ale jej nie ustabilizował. Co najgorsze, przyjął, że on jest teraz pierwszą opcją w drużynie, co zaowocowało wstrzymywaniem ruchu piłki i niepotrzebnymi izolacjami. OK, większość graczy w tej drużynie gra na niskiej skuteczności, ale jest ktoś kto jest skuteczniejszy o całe 10% i nie wstrzymuje gry. Tymczasem Prince zaliczył najgorszy sezon w karierze pod względem skuteczności i najgorszy pod względem punktowym od drugiego sezonu w lidze. Wina za wynalazek zwany Tayshaun Isolation spada też w dużej mierze na coacha Franka, który musiał być jego autorem, lub przynajmniej dał Prince'owi wolną rękę. Jestem naprawdę ciekawy jak to będzie wyglądało w sezonie 2012/13, szczególnie wobec postępów Monroe, Stuckey i Knighta. Na razie wygląda kiepsko.
Ocena: 3-

Kyle Singler
Wobec lockoutu wybrał grę z Hiszpani, najpierw Alicante, potem Real Madryt. Tam sprawdzał się dobrze, w różnych rolach. Podobno ma wrócić do Detroit w przyszłym sezonie. Liczę na to, bo Tłokom bardzo brakuje skutecznego strzelca z dystansu.
Ocena: N/A

Charlie Villanueva
Dla Charliego V miniony sezon był równie nieudany co dla Austina Daye'a. Najpierw kontuzja, która wyłączyła go z gry, potem, gdy zdawało się, że wraca, zabieg i kolejny stracony czas. W końcu, jak wrócił, okazało się, że nie bardzo jest dla niego miejsce na boisku. Tyle co zdążył się pokazać, wyglądał nieźle fizycznie - schudł, dobrze się rusza, podciągnął defensywę z poziomu śmiesznego na kiepski. I tyle. Na pewno jest zawodnikiem, który może być przydatny, ale bardziej dla drużyny weteranów, która potrzebuje wysokiego rzucającego z ławki. Trudno przewidzieć jak potoczą się jego losy w Detroit.
Ocena: 2+


Ben Wallace
W swoim, prawdopodobnie, ostatnim sezonie w NBA, 37 letni Ben Wallace był najlepszym podkoszowym defensorem Tłoków, często kończąc ważne mecze na boisku. Mówi to wiele o sile pierwszej linii, ale też nie powinno ujmować zasług Wielkiemu Benowi, który wciąż jest w stanie w decydujący sposób wpłynąć na przebieg meczu. Stawił się na obóz przygotowawczy w świetnej formie, a pracowitością dorównywał mu tylko rookie Brandon Knight. Na boisku przebywał średnio ponad 15 minut. Miał wielkie momenty, a ostatni mecz sezonu z Sixers był ... hmm ... wzruszającym wydarzeniem. Jeżeli zdecyduje się wrócić, ma zapewnione miejsce w składzie.
Ocena: 4

Damien Wilkins
Niski skrzydłowy podpisany jako wolny agent na roczny kontrakt. Dobrze współpracował w drugiej piątce. Solidny defensor.  Czasem potrafił trafić z półdystansu, ale poza tym niewiele wnosił do ofensywy.
Ocena: 3

Frontcourt Tłoków jest cienki jak ... bardzo cienki. Niespodziewana zwyżka form Jasona Maxiella pozwoliła osiągnąć pewną stabilizację - finezja Monroe i siła Maxa + aktywność Jerebko i defensywa Big Bena z ławki. Z tego ustawienia i tak dało się wykrzesać nadspodziewanie dużo. Ale Wallace prawdopodobnie odchodzi na zasłużoną emeryturę, Maxiell odgraża się, że nie zrealizuje opcji na ostatni rok kontraktu. Jednym słowem, żaden z nich nie jest przyszłością drużyny. Nie mówię, że dla Jasona nie znalazłoby się miejsce w składzie, ale na pewno nie należy inwestować w niego od razu dużych pieniędzy. W tej sytuacji wzmocnienie pierwszej linii przez draft wydaje się niezbędnym rozwiązaniem. I to na początek. Sytuacja na skrzydłach jest bardziej stabilna, szczególnie w perspektywie powrotu Kyle'a Singlera.


TRENER
Po bagnie sezonu 2010/11, Lawrence Frank był jak powiew świeżego powietrza. Pracowity, bystry, zdyscyplinowany i z jasną wizją. Zaimplementowanie nowej taktyki zajęło zespołowi 1/3 sezonu, podczas której zaliczyli straszny bilans 4-20. Ale w końcu ciężka praca dała efekty i w pozostałych 2/3 Tłoki wygrały połowę spotkań. Frank walnie przyczynił się do rozwoju młodych graczy, szczególnie Rodneya Stuckey i Brandona Knighta, dostosowując styl gry zespołu do ich predyspozycji. Oglądanie Pistons stało się trochę łatwiejsze, a szybka gra często pozwalała im zniwelować niedostatki wzrostu. Frank ustalił jasne zasady gry i zacieśnił rotację. Nie było narzekania i buntów. Natomiast kilku graczy, którzy potencjalnie mogliby pomóc zespołowi znalazło się poza grą. Nie chce krytykować koncepcji wąskiej rotacji, ale uważam, że dla wysokiego Macklina mogłoby się znaleźć więcej czasu. Pistons pod kierownictwem Franka, stawali się coraz lepsi w defensywie, grali zespołowo i z poświęceniem. Wyjątkiem od tej reguły był wspomniany Tayshaun Isolation. Jednak na to zjawisko należy spojrzeć w szerszym kontekście i przyznać, że atak jest słabszą stroną Franka. Pomysł wykorzystania wczesnej ofensywy, dużo ruchu bez piłki, izolacje dla Monroe (za mało!!) - to wszystko dobry kierunek. Ale schematy w ataku pozycyjnym nie zachwyciły. Cóż, Frank nie jest Rickiem Adelmanem. Przynajmniej jest młodym, ambitnym i pracowitym gościem. Mam nadzieję na postęp z jego strony. Na razie zrobił porządek w tej stajni Augiasza i nadał odpowiedni ton drużynie. Zobaczymy jak sobie poradzi na kolejnych etapach.
Ocena: 4-

DOKĄD ZMIERZAMY?
Na pewno jesteśmy dopiero na początku drogi. O ile postęp wewnątrz drużyny pozwoliłby myśleć o play off w przyszłym roku, nie należy się liczyć, że w takim kształcie uda nam się cokolwiek osiągnąć. W każdej formacji są poważne niedostatki, zarobki graczy są na poziomie pułapu płacowego, a jedyna jasna perspektywa rozwoju to draft, który, jak wiadomo, jest loterią. Nie należy więc się łudzić, że w kilku szybkich ruchach załatwimy wszystkie bolączki. Ba, wręcz należy się wystrzegać takich pokus. Będzie powoli, będzie w bólach. Odpowiedni, moim zdaniem, scenariusz działania prezentuje artykuł zamieszczony na stronach Detroit Bad Boys. Pacers, jak również Sixers, czy Grizzlies to drużyny, których ścieżką powinniśmy podążać. Philly i Indiana właśnie biją się w drugiej rundzie play off, a Larry Bird zdobył nagrodę Executive of the Year. Czekamy na draft, transakcje i zejście złych kontraktów. Przynajmniej jest młody trzon, którego rozwój powinien być tematem przewodnim przyszłego sezonu.



Prawa ręka Pistons

Z krótkiego wywiadu na oficjalnej stronie Pistons dowiedziałem się, że Greg Monroe jest praworęczny. Rzuca lewą, bo jak zaczynał grać, ojciec kazał mu ćwiczyć lewą i tak już zostało. Jest to dobra wiadomość, bo z czasem może częściej będziemy widzieć Grega atakującego na prawą rękę. Już to czasem robi, ale skoro jest praworęczny, może łatwiej będzie mu osiągnąć oburęczność na boisku. Byłoby to bardzo pomocne. A w roli dziennikarza śledczego oczywiście Bad Boy Rick Mahorn.

Ósmi będą ósmymi

Wybrany z numerem ósmym w drafcie Brandon Knight skończył na ósmym miejscu w głosowaniu na debiutanta roku. W międzyczasie zaliczył ciekawy sezon, który obnażył jego braki, ale też przyniósł dużo nadziei na przyszłość. Szerzej o tym w nadchodzących ocenach posezonowych. Debiutantem roku został Kyrie Irving. Więcej tutaj.

Co dalej?

Tłoki są rozstawiona na 9 miejscu i mają 1.7% na wygranie loterii. Jeżeli zespoły za nimi zostaną wylosowane w Top 3, mogą spaść, najwyżej o 3 miejsca, ale jest to mało prawdopodobne. Po losowaniu możliwy jest oczywiście scenariusz przesunięcia się wyżej poprzez trade lub niżej, czyli tzw. trading down. Nie sądzę, żeby Tłoki miały karty przetargowe, żeby podciągnąć się w kolejce. Natomiast w mocnym drafcie, z wieloma wysokimi w czołówce, na pewno nie zabraknie chętnych na pick Tłoków. Joe Dumars mógłby się w ten sposób pozbyć złego kontraktu i/lub pozyskać dodatkowo wartościowego gracza. Strategia wymiany picka na niższy + dodatkowe korzyści, mogłaby być kusząca, o ile w dalszej kolejności Tłoki upatrzyłyby sobie gracza, na którym by im bardzo zależało. Nie sądzę, że to się stanie, gdyż wzięcie najlepszego zawodnika z jak najwyższym numerem powinno być priorytetem dla przebudowującej się drużyny. Złe kontrakty zejdą lub może uda się ich pozbyć w wymianach, a młody talent na kontrakcie pierwszoroczniaka jest nie tylko inwestycją, ale oszczędnością. Jednak dynamika draftu jest nieprzewidywalna a wśród zawodników rozstawionych niżej jest kilka naprawdę interesujących postaci. Oprócz zawodników, których wytypowałem w 3 ćwiartce loterii, sztab Tłoków pewnie przyjrzy się dokładnie graczom jak Meyers Leonard, Arnett Moultrie czy Fab Melo. Ten ostatni pójdzie najprawdopodobniej pod koniec pierwszej rundy, natomiast Leonard i Moultrie mogą wskoczyć do loterii. Wiele zależy od sesji treningowych i obozów przed draftem.
Leonard to pełnowymiarowy center - 213cm, 110 kg, który poczynił ogromny postęp w swoim drugim roku na uniwersytecie Illinois. Z chudego chłopaka, grającego ogony z końca ławki, stał się pierwszym centrem, podstawową opcją i jednym z najlepszych na swojej pozycji w całej NCAA. Mobilność i szybkość pomagają mu w obronie 1 na 1, jak również pick & roll. Solidny na desce i w blokach. W ofensywie nie posiada dużego arsenału zagrań, ale dobra praca nóg i klika ruchów plecami do kosza w połączeniu z imponującymi rozmiarami sprawiały, że potrafił być zagrożeniem w post up. Tutaj musi się jeszcze wiele nauczyć, ale na teraz byłby przynajmniej siłą na atakowanej desce i dobrym stawiającym zasłony. Leonard jest młody i zmiany w jego życiu zachodzą bardzo szybko, przez co ma kłopoty z asertywnością. Mógłby zostać jeszcze na rok na uczelni, żeby postawić kropkę nad i. Jednak niestabilna sytuacja w programie Illinois, jak również problemy rodzinne (choroba matki i kosztowne leczenie, brat w Marines w Afganistanie) przyczyniły się do jego decyzji o przejściu na zawodowstwo.
Z kolei Arnett Moultrie to gracz, który ma wiele cech bardzo potrzebnych Tłokom - atletyzm, siła, energia. Szybki w kontrach, szczególnie jak na zawodnika o wzroście 210 cm, świetny na atakowanej tablicy (3.7 ofensywnych zbiórek na mecz). Potrafi też trafić z półdystansu. Dobrze porusza się bez piłki, ścięciami pod kosz wystawiając się do odegrań. Defensywnie jest solidny w grze 1 na 1 i dobry na desce, ale blokuje mało rzutów i ze względu na niską wagę (105 kg.) może mieć problemy z utrzymaniem pozycji.
Moultrie i Leonard mogą okazać się na tyle dobrzy, że zależnie od rozwoju sytuacji w czołówce, Joe D będzie rozważał wzięcie ich z nominalnym pickiem Pistons. Natomiast gracze jak defensywny środkowy Syracuse Orange, Fab Melo, wszechstronny skrzydłowy, lider Michigan State, Draymond Green, niski, ale bardzo silny PF, Royce White czy center Vanderbilt, Festus Ezeli powinni być bliżej drugiego picka Tłoków na początku drugiej rundy. Możliwe, że Joe D. będzie chciał się przesunąć w górę z drugim pickiem, żeby mieć szansę pozyskać któregoś z nich. Tymczasem, obecnie analitycy stawiają, że Pistons z 9 miejsca w pierwszej rundzie wybraliby kogoś z grupy Jared Sullinger, Tyler Zeller, John Henson, Perry Jones czy Terrence Jones. Wiele może się jeszcze zmienić, szczególnie po loterii, kiedy kolejność będzie ustalona, a kluby będą mogły testować zawodników. 30 maja losowanie, potem wywiady i sparingi a draft 28go czerwca. See ya there!!!

2012 Mock draft 11-14

11. John Henson PF (PF)
John Henson przez dwa lata był filarem pierwszej linii North Carolina Tar Heels, szczególnie w defensywie. Kontuzje, które przytrafiły się jemu i Kendallowi Marshallowi były wielkim ciosem dla aspiracji mistrzowskich, a przynajmniej finałowych, Tar Heels. Henson sprawnie porusza się w obronie, świetnie broni pick & roll, pomaga na dystansie, rotuje i blokuje z pomocy. Jest chyba drugim, po Anthony Davisie, najbardziej obiecującym defensywnym wysokim. Tak jak Davis, będzie musiał dodać kilogramów, bo na początku na low block będzie przesuwany przez silniejszych podkoszowych. Henson z roku na rok robił wyraźne postępy w każdej dziedzinie i wszystko wskazuje na to, że ten trend będzie kontynuowany. Skauci cenią go nie tylko za produktywność na parkiecie, ale też za potencjał, który w nim drzemie. W ataku Henson ładnie roluje, dobija i kończy alley oop. Wypracował też sobie sobie kilka ruchów tyłem do kosza i stara się poprawić półdystans, ale tutaj ma jeszcze wiele do zrobienia. Trafia też tylko połowę osobistych. Pójdzie do NBA jako gracz rozwojowy, ale można oczekiwać, że od razu zasłuży się jako dobry, aktywny obrońca. Świetny blokujący (2.9 na mecz), ale trzeba by sięgnąć do statystyk zaawansowanych, żeby oddać prawdziwy wkład Hensona, polegający na aktywnym przeszkadzaniu i zasłanianiu drogi do obręczy. Pewne wątpliwości budzi też jego specyficzna budowa fizyczna. Ogromny zasięg ramion, z którego robi doskonały użytek to oczywiście plus, ale bardzo szczupła "baza" prowokuje pytania, czy nawet jak się wzmocni, będzie w stanie utrzymać pozycję pod koszem. Cóż, zobaczymy. Chyba warto dać mu szansę.
Podobieństwa: John Salley, Ed Davis

12. Tyler Zeller C (PF/C)
Tyler Zeller, kolejny filar pechowej ekipy Tar Heels. Gracz, który jest uważany za ukształtowanego, przez co skauci mniej przychylnie patrzą na jego perspektywy rozwoju. Spędził pełne 4 lata w college'u, każdego roku robiąc postępy i pracując nad swoimi słabszymi stronami. Pełnowymiarowy seven footer, 112 kg, szybki i sprawny, miękkie ręce, dobra praca nóg. W ofensywie większość punktów zdobywa w pomalowanym z dobitek i w post up, głównie półhakami. Rzadko podejmował próby rzutowe z dystansu i półdystansu, ale miękkie ręce każą przypuszczać, że potencjalnie ma zasięg. Solidny w każdym aspekcie gry, dobra skuteczność - ponad 55% z gry a świetna z linii - 80%. Defensywnie Zeller nie jest dominującym podkoszowym, który będzie straszył blokiem (1.5 na mecz) i dominował fizycznie. Ale gra inteligentnie i z zaangażowaniem po bronionej stronie, kompensując ew. braki atletyczne dobrą pracą nóg, szybką rotacją i łapaniem przeciwników na faule ofensywne. W ostatnim roku na uczelni wzmocnił się fizycznie, co przyniosło mu większe powodzenie w kontaktowej grze pod koszem. Nie ma powodów sądzić, że ten trend nie będzie kontynuowany. Tyler Zeller zapewne nie będzie gwiazdą na poziomie zawodowym, ale ma szansę stać się solidnym, a być może podstawowym graczem w rotacji podkoszowej. Drużyny, które szukają gracza zdolnego wnieść natychmiastowy wkład powinny dobrze mu się przyjrzeć. 
Podobieństwa: Tiago Splitter


13. Terrence Jones PF (SF/PF)
Trzeci już przedstawiciel mistrzowskiego składu Wildcats, Terrence Jones to jeden z najlepiej przygotowanych fizycznie kandydatów w drafcie. 206 cm, 115 kg., długie ręce, szybkość i koordynacja. W swoim drugim roku w college'u statystycznie pogorszył się w większości kategorii. Kluczowe jednak dla takiego stanu rzeczy, było bogactwo jakim dysponowali Wildats A.D. 2011/12 vs. 2010/11. Jones po prostu miał mniej okazji do rzutu, a na desce konkurował z wiecie kim, a jak nie wiecie spójrzcie na Top 3 mock draftów. Defensywnie Jones był koszmarem dla przeciwników - zamknąć kogoś na obwodzie - proszę bardzo, wpuścić pod kosz, żeby zablokować rzut i przejąć piłkę - też można. W ataku świetnie kończy kontry i walczy na desce. Najmocniej wygląda kiedy atakuje po koźle z dystansu, przedostając się pod obręcz. Choć Jones jest ofensywnie niezwykle wszechstronnym graczem, czasem powinien podejmować lepsze decyzje i/lub poprawić grę tyłem do kosza, półdystans i trójkę - ma te elementy w swojej grze, ale gdyby był w nich skuteczniejszy, miałby szansę stać się prawdziwym utrapieniem dla obrony. Rozwój gry na dystansie i półdystansie jest istotny, bo Jones w NBA nie będzie w stanie tak dominować w środku. Skauci na pewno zwrócą uwagę na jego nastawienie do gry, bo z motywacją bywało różnie. Nie chce powiedzieć, że nie grał intensywnie, ale potrafił się sfrustrować, a poziom, na który wchodził w ważnych meczach, pokazał, że nie zawsze był wystarczająco skupiony i zmotywowany. Jednak trzeba podkreślić, że ze względu na posiadane umiejętności i atrybuty fizyczne, a także sukcesy w NCAA, Jones jest mocnym kandydatem na wybór w loterii. Nad nastawieniem będzie musiał popracować, ale ma dopiero 20 lat.
Podobieństwa: Josh Smith


14. Austin Rivers SG(SG)
Jedyny przedstawiciel Duke w loterii. Nie to, że Duke byli słabi w tym sezonie. Mieli bardzo ciekawy skład, opierający się głównie na rzucających z dystansu, zarówno niskich, jak i wysokich. Po prostu nie był to skład mistrzowski. A młody Rivers? Podobno wzoruje się na Kobe Bryancie. Ciekawe co na to ojciec;-) Wspominam o tym, bo myślę, że to porównanie dobrze oddaje charakter gry Riversa, choć jest na wyrost w stosunku do jego umiejętności. Austin jest przyzwoitym, choć nie wybitnym i nie zawsze stabilnym obrońcą. W ofensywie jego gra to atakowanie po koźle - 1 na 1 lub w pick & roll, trójki i dystans. W Duke był głównym closerem i widać, że odpowiada mu ta rola. Problem w tym, że jak raz podejmie decyzje, rzadko jest w stanie oddać piłkę i czasem forsuje rzut w niedogodnych sytuacjach, kosztem odegrania do partnera. Powinien też poprawić catch & shoot. Ale potencjał jest i jak ktoś szuka agresywnego ofensywnego gracza, który nieźle gra na koźle i lubi rzucać w końcówkach, to dobrze trafił.
Podobieństwa: Monta Ellis

Greg Monroe czwarty w głosowaniu MIP

Greg Monroe zajął czwarte miejsce w głosowaniu na zawodnika, który zrobił największe postępy w sezonie 2011/12. Wygrał Ryan Anderson z Orlando przed Ersanem Ilyasovą i Nikola Pekovicem. Monroe zajął czwarte miejsce ex equo z Andrzejem Bynumem. Nie czuję się kompetentny, żeby ocenić wkład Andersona i Ilyasovy. Wiem, że Łoś zrobił znaczący postęp w każdej dziedzinie, dodając nowe elementy do swojej gry. To dopiero drugi rok i fakt, że rozwija się w takim tempie wlewa nadzieję w umęczone serca fanów Pistons. Monroe, ze swoim ekonomicznym stylem gry, nie rzuca się w oczy. Ponadto gra w drużynie, która nie często bywa na pierwszych stronach kolumn sportowych. Pod koniec sezonu też trochę obniżył loty. Nie zasługiwał więc pewnie na wygraną, ale powinien być w czołówce i tak się stało. Gratulujemy!!!