Josh Smith już nie tłoczy ...!!!


Josh Smith nie jest już w składzie Detroit Pistons, powtarzam, Josh Smith nie jest już w składzie Detroit Pistons. Ha!! Pistons użyli tzw. stretch provision, żeby pozbyć się Smitha. Co to znaczy? Smith dostanie pełne wynagrodzenie za bieżący sezon, a wynagrodzenie za kolejne lata zostanie zmniejszone o połowę i rozciągnięte na dwukrotność pozostałych lat kontraktu. W ten sposób Pistons będą mu płacić do roku 2020, ale w mniejszym stopniu obciążą rocznie swój budżet ograniczony pułapem płacowym. Ponadto, wydatki na kontrakt Smitha zostaną pomniejszone o zarobki w ramach kontraktu, który ten podpisze z nową drużyną. Podsumowując, klub płaci swojemu najdroższemu zawodnikowi, żeby tylko się go pozbyć. A my powinniśmy się z tego cieszyć ... Hmm, trudno używać słowa cieszyć i Pistons w jednym zdaniu, ale chyba trzeba. Lepiej było pozbyć się Smitha przed sezonem, kiedy Sacramento oferowało w zamian zawodników na schodzących kontraktach. Smith był po roku fatalnej gry w barwach Pistons. Stan Van Gundy uważał jednak, że może uratować karierę Smitha. Uczynił chyba z tego swoją misję. Mało kto winił go za to, że chciał spróbować. Niestety, jak cały klub, poniósł spektakularną porażkę. Teraz, żeby wymienić Smitha, ponoć trzeba by dołożyć wybór w drafcie, a jeżeli miałby to być wybór w pierwszej rundzie nadchodzącego draftu, w ogóle nie ma  o czym mówić. Pytanie: skoro Pistons są tak dramatycznie źli, czemu nie poczekać do końca sezonu, kiedy można by zrezygnować ze Smitha na korzystniejszych warunkach, a może nawet go wymienić? Cóż, nie ma na to dobrej odpowiedzi, ale kiedy twoja drużyna ma bilans 5 - 23 nie ma jednoznacznie dobrych odpowiedzi. Pistons w końcu przeprowadzili rewolucję. Po sześciu latach udawania, że przebudowujemy się, jednocześnie walcząc o play off, drużyna znalazła się w punkcie, gdzie trzeba było jednoznacznie się określić (to, że w międzyczasie udało się wybrać w drafcie Grega Monroe i Andre Drummonda zakrawa na cud). Inaczej, fatalną postawą sama się określiła. I tutaj przechodzimy do kolejnego powodu. Po co grać weteranem, kiedy można rozwijać młodych. Smith miał być teraźniejszością, a Andre Drummond przyszłością. Cóż, nie ma co czekać ... Zauważyliście, że nie wymieniłem Grega Monroe obok Drummonda? Cóż, obydwaj będą nareszcie mieli okazję pograć trochę razem. Piszę "trochę", bo Monroe podjął ryzyko podpisując ofertę kwalifikowaną i bardzo trudno wyobrazić sobie, że w lecie nie odejdzie w siną dal. Trochę łatwiej sobie wyobrazić, że Pistons go teraz wymienią za cokolwiek i kogokolwiek, choć ich możliwości są ograniczone. Najtrudniej wyobrazić sobie, że Monroe zostanie, ale jeżeli Pistons chcieli dać sobie szansę, to pozbycie się Smitha było mocnym sygnałem, że są gotowi oczyścić pole dla Monroe. Niestety, pewnie jest już za późno.

Na ironię zakrawa fakt, że Pistons znaleźli się w punkcie bez wyjścia, gdzie trzeba podjąć trudne decyzje, akurat kiedy mają nowego, utytułowanego coacha, który akurat jest również głównym menedżerem. GM Van Gundy wziął górę nad coachem Van Gundym. Żaden moment nie był odpowiedni na taki ruch, dlatego, to była dobra decyzja. Teraz mamy słabą drużynę, która stawia na rozwój młodych. Coś mi mówi, że nie jest to jednak koniec ruchów w tym oknie transferowym. Aby ostatecznie zakończyć erę Joe Dumarsa jako generalnego menedżera w Detroit, potrzebujemy jeszcze pomachać na do widzenia Brandonowi Jenningsowi. Ale to już mniejszy problem.



Odrażający, brzydcy i źli

Drużyny kompletowane w ostatnich latach przez Joe Dumarsa zawsze miały problem tożsamości. Jesteśmy słabi, rozwijamy żółtodziobów i tankujemy, czy walczymy o play off? Wypadało gdzieś pomiędzy, czyli krótkie chwile nadziei podczas sezonu zasadniczego, a potem pick w środkowej części loterii. Obecnie Pistons nie mają problemu tożsamości. Choć chyba tego nie chcieli, są na dnie. Przegrana po dogrywce z Sixers, drużyną, która jest budowana na bazie radykalnego tankowania, potwierdza to niezbicie. Zostawiliśmy nad nami wodorosty i miękko zapadliśmy się w przydenny muł. Wierzę, że nie takie były oczekiwania. Ale teraz chyba trzeba będzie zacząć cieszyć się z szansy na wysoki wybór w drafcie. Ironia? Hmm ... Przed sezonem liczyłem, że po trudnych początkach Tłoki zaczną stabilizować formę. Wydawał mi się, że nastąpi to gdzieś przed Świętami. Tymczasem mamy za sobą 11 porażek z rzędu - najwięcej w lidze i bilans 3 - 17. Jak bardzo ta drużyna musiałaby się polepszyć, żeby być chociaż przyzwoita? Widzę, że Stan Van Gundy próbuje realizować założenia taktyczne. Widzę dobre pomysły. Widzę utalentowanych graczy. Nie szkodzi. Dziury w składzie są tak wielkie, a brak równowagi tak poważny, że Pistons nie są w stanie realizować taktyki przez cały mecz. Jeżeli przegrywają, nie mają w sobie sił, ani pomysłu na comeback. Na tym etapie sądzę, że mentalnie są w rozsypce. Może będą wygrywać to tu, to tam. Ale trudno wyobrazić sobie, że bez roszad w składzie będą w stanie zmierzać w dobrym kierunku. Nie widzę przyszłości dla tego składu. Van Gundy w lecie nie wymienił Smitha. Chciał najpierw zobaczyć czym dysponuje. Teraz już chyba wie. Nie chodzi o to, żeby kolekcjonować przypadkowe zwycięstwa. Trzeba wstawić Tłoki na właściwe miejsce. Tymczasem wartość rynkowa naszych graczy dramatycznie niska, nawet tych, którzy grają dobrze. Coś jednak musi się zmienić ...

Pierwsza prosta



Na początku sezonu 2014/15 Pistons wciąż są w tyle stawki. Jednocześnie, w warstwie konstrukcji drużyny dzieją się ciekawe rzeczy, które, miejmy nadzieję wcześniej niż później, przełożą się na stabilizację formy na solidnym poziomie. Stan Van Gundy, ze względu na swoją pozycję,  ma szerszą perspektywę rozwoju drużyny niż Mo Cheeks, czy Lawrence Frank. Próbuje więc położyć nowe podstawy pod rozwój drużyny, która personalnie niewiele się zmieniła. Co więc kryje się za niechlubnym bilansem 3 - 6.

  • Pistons są silni na desce, aktualnie w pierwszej trójce ligi. Van Gundy preferuje zachowawczy model obrony, pozwalający wysokim nie oddalać się zbytnio od trumny. Pamiętajmy jak żałośnie wyglądał w zeszłym roku Greg Monroe agresywnie doskakując w obronie P&R na wysokości linii rzutów za trzy. Ustawienie wysokich w bardziej korzystnej pozycji pozwala uszczelnić obwód. Efekt? Przeciwnicy rzucają średnio 97 pkt. ze skutecznością 44%, co stawia Pistons lekko w górnej połowie ligi pod względem efektywności defensywnej. Przypomnijmy, że zeszły sezon skończyli na 25 miejscu. To znaczny postęp i silnie pozytywny trend.
  • Gra toczy się wolno. Pod względem tempa, Detroit jest na szóstym miejscu od końca, razem z Memphis. Cóż, dobre towarzystwo.
  • Czekamy na atak. Zanim przejdziemy do dokonań poszczególnych graczy, trzeba podkreślić, że efektywność ofensywna Tłoków pozostawia wiele do życzenia. Aktualnie jest również na poziomie 6 miejsca od końca. Najbardziej frustrująca jest niemoc z linii osobistych, która być może kosztowała Pistons już dwa mecze. Jako drużyna, Tłoki trafiają niespełna 67%, co jest przedostatnim wynikiem w lidze, tuż przed Sixers. Sprawa jest tym bardziej poważna, że podstawowy gracz Josh Smith trafia niespełna 48%, czym upodabnia się chyba do Andre Drummonda, który w tym sezonie zaliczył regres i trafia dumne 40% ...

A teraz personalnie:
  • Stan Van Gundy Wielkiej Trójki się nie boi. Jennings - Caldwell-Pope - Smith - Monroe - Drummond to wyjściowa piątka. Smith, Monroe i Drummond spędzają razem ponad 12 minut, czyli o 10 mniej niż w zeszłym sezonie, ale więcej niż jakakolwiek inna kombinacja na pozycjach 3-4-5. Nie jest to najbardziej efektywne ustawienie, ale wychodzą na plus. Zachowawcza strategia obrony pozwala wysokiej piątce dominować na desce i wywierać dużą presję w środku. Pierwszy z ławki jest natomiast Caron Butler, który wchodzi za któregoś z wysokich, przeważnie Drummonda ...
  • ... co prowadzi nas do zasadniczego problemu. Drummond ma notorycznie problemy z faulami. Co gorsza, jest to często wynik nieuwagi i opieszałości w obronie. Dre potrafi dominować na desce i imponować atletyzmem. Niestety ma problemy z obroną indywidualną i chyba nie jest w stanie efektywnie egzekwować strategii Van Gundy'ego. Jest dużo czasu na naukę. Stan konsekwentnie wystawia go w pierwszej piątce i ustawia dla niego po kilka zagrywek w ataku. Jednak na razie mamy regres i wygląda to trochę jak trudny proces wychowawczy.
  • Greg Monroe to podstawa. Jest najskuteczniejszym graczem Pistons. Skuteczniejszy i pewniejszy w post up niż w zeszłym sezonie, czasem wygląda jakby spędził lato z Kevinem McHale. Wkręca się w pomalowane, dobija własne pudła, odgrywa, itd, itp. 16,9 pkt., 10,7 zbiórek, 3 asysty, 50% z gry i 78% z linii. Gdyby nie ogromny potencjał i młody wiek Drummonda, nie zdziwiłbym się, gdyby wchodził jako zmiennik Monroe.
  • Brandon Jennings kwitnie. Po trzech pierwszych słabych meczach, kiedy prawie nie pojawiał się w czwartych kwartach i sarkastycznie zaproponował DJ Augustina do pierwszej piątki, wspina się na wyżyny. Van Gundy powiedział mu, że ma być agresywny i szukać swoich okazji. A wygląda to tak, że Jennings ograniczył trudne rzuty, gra częściej off ball, wykorzystuje swoją szybkość do naginania obrony i gra dla drużyny. W poprzednim, minimalnie przegranym, meczu z Wizards zanotował 32 pkt., a wczoraj został katem OKC zdobywając w dogrywce 8 pkt. pod rząd, a 29 w meczu. Trafia 46% z gry, 47% za trzy i jest w gazie.
  • Jonas Jerebko wyrasta na stretch four i niezwykle efektywnego gracza po obu stronach boiska. Piątki z nim w składzie to najbardziej efektywne ustawienia Tłoków - 57% z gry, 40% za trzy, 100% osobistych!! So far so good!!
  • Dają radę: Caron Butler, Josh Smith, Kentavious Caldwell-Pope. Butler jest skuteczny w swojej roli i przerasta oczekiwania. Smith i KCP mają swoje problemy (Smith większe), ale widać pozytywny trend. Smith mniej rzuca z dystansu, bardziej skupia się na obronie i rozgrywaniu. KCP miał kiepski początek sezonu, ale dochodzi do siebie, łącząc trójkę z atakowaniem obręczy i rzutem z półdystansu. Trafia seriami, ale podtrzymuje stały poziom intensywności. Wobec niedostatku rzucających, grywa po 35 minut na mecz. Tak hartowała się stal.
  • Kyle Singler jest zagubiony. Nie może znaleźć rytmu, jest niepewny i nieskuteczny.
  • Pamiętajmy o nieobecnych. Jodie Meeks będzie pauzował jeszcze miesiąc. Cartier Martin trochę krócej. Pistons potrzebują ich skuteczności z dystansu. Miejmy nadzieję, że będą w stanie złapać wiatr w żagle w obecnym składzie, a powrót Meeksa i Martina okaże się dodatkowym wzmocnieniem.

Przegląd zasobów


Sezon już czai się za rogiem. W ostatnich tygodniach Pistons dokonali wymiany Willa Bynuma za Joela Anthony'ego oraz podziękowali kilku uczestnikom obozu przygotowawczego. Peyton Siva został również pożegnany i znalazł miejsce w Orlando. Ostatnim zawodnikiem odciętym ze składu został Aaron Gray, który zmaga się z problemami z sercem. Klub spłaci jego dwuletni kontrakt. Niniejszym Pistons wchodzą w sezon 2014/15 w następującym składzie.

Backcourt
PG: Brandon Jennings od początku był pierwszym rozgrywającym Bucks, z którymi raz wszedł do play off. Zawsze też był nieskuteczny. Jego pierwszy rok w Detroit był jednak pod tym względem najgorszy od sezonu debiutanckiego. Najczęściej w karierze stawał na linii osobistych, ale trafiał najgorsze 75%. Na plus trzeba zapisać 7,6 asyst. Teraz świetnie dystrybuował w meczach przedsezonowych, ale skuteczność miał katastrofalną. Można przypuszczać, że Jennings będzie słuchał Van Gundy'ego i będzie się starał zapewnić jak najlepszy ruch piłki. Problem w tym, że nigdy nie udało mu się wypracować równowagi pomiędzy kierowaniem zespołem i szukaniem swoich szans. Jennings widzi co się naokoło dzieje i czasem potrafi genialnie podać. Jednak, kiedy w zeszłym sezonie próbował trwale przestawić swoją grę, skończyło się to impasem w ofensywie. Czy Van Gundy pozwoli mu grać w nieco szalonym stylu, starając się zmienić nawyki w obronie (szczególnie polowanie na przechwyty), czy będzie starał się wyegzekwować bardziej radykalne zmiany. To drugie może się nie udać. Tymczasem na ławce czekają gracze skuteczniejsi i lepiej zorganizowani.
Darryl Gerard "D.J." Augustin, Jr. również nie jest zbyt skuteczny. Ale w zeszłym sezonie trafiał 41% za trzy i doskonale wykonuje osobiste (ponad 87% w karierze), co jest jedną z największych słabości Tłoków. Bywał pierwszym rozgrywającym w Charlotte, ale ostatnio wchodził z ławki w Indianie i Chicago. Nie popełnia dużo strat i jest w stanie zapewnić lepszy spacing.
Spencer Dinwiddie wpadł w ręce Tłoków w drugiej rundzie ze względu na kontuzję kolana, która już w styczniu przerwała mu trzeci sezon gry w barwach Colorado University. Do tego czasu Mayor, jak nazywają go fani Pistons, rozgrywał imponujący sezon, trafiając ponad 41% za trzy, 86% z linii. Do czasu kontuzji Spencera, Buffaloes z bilansem 14-2 byli rewelacją rozgrywek . Dinwiddie jest wysoki (198 cm), szybko i płynnie się porusza, ma dobrą technikę i używa szerokiej gamy ruchów w ofensywie - floatery, eurostep, etc. Lubi odgrywać po penetracjach i chętnie dzieli się piłką. Może grać również jako SG. Zdążył wystąpić w ostatnim meczu preseason i pokazał się z dobrej strony. Jednak spędzenie obozu przygotowawczego bardziej na rehabilitacji niż treningach z drużyną, może mieć wpływ na tempo adaptacji do gry na poziomie zawodowym. Warto mieć na niego oko.
SG: Kentavious Caldwell-Pope przyszedł do Detroit z reputacją dobrego strzelca z dystansu i obrońcy. Niestety miał problemy ze skutecznością. Jednak trudno nazwać jago debiutancki sezon porażką. Bardzo mocno pracował w defensywie, był aktywny w ataku i ciężko trenował, co zaowocowało kilkoma doskonałym i występami na koniec zeszłego sezonu. W preseason od razu było widać, że dobrze przepracował wakacje - trafiał trójkę, wyprowadzał kontry i latał po boisku. Niestety podkręcił kolano. Podobno już dochodzi do siebie i będzie gotowy na wtorek. Jeżeli uda mu się ustabilizować formę, ma szansę stać się graczem typu 3&D, czego Detroit bardzo potrzebuje. Może mu być o tyle łatwiej, że jego główny rywal, sprowadzony przez Van Gundy'ego Jodie Meeks jest wyłączony na ok. 2 miesiące ze względu na kontuzję pleców. Meeks podpisał trzyletni kontrakt na 19mln.$. Jest to raczej hojna oferta, biorąc pod uwagę, że na naprawdę wysokim poziomie Meeks grał tylko w ostatnim sezonie z Lakers. Z drugiej strony, pokazał, że kiedy dostanie szansę, może być bardzo przydatny. Zawsze świetnie wykonywał osobiste, a 40% za trzy w zeszłym sezonie było rekordowym osiągnięciem, lecz nie odbiegającym znacznie od jego skuteczności w poprzednich latach. Meeks, jak już wyzdrowieje, będzie walczył o rolę pierwszego SG. Doświadczenie i skuteczność przemawiają na jego korzyść. Zeszły sezon pokazał, że w wieku 27 lat ma jeszcze potencjał rozwoju.
Skrzydła
Kyle Singler to solidny, wszechstronny gracz. W zeszłym sezonie był czasem wystawiany jako SG, co nie ułatwiło mu życia. Miał lepsze i gorsze momenty, ale w tych trudnych warunkach udało mu się zrobić mały krok naprzód  niemal w każdej kategorii statystycznej. Średnio prawie 10 pkt. i 4 zbiórki na mecz, skuteczny z linii oraz zza łuku (38% w zeszłym sezonie), sprytny, aktywny. Oto Kyle Singler "glue guy". W obronie polega na umiejętności przewidywania, w ataku aktywnie przemieszcza się, kreując przestrzeń dla siebie i innych. Kyle Singler może być elementem dobrej, a może nawet bardzo dobrej drużyny. Nie jest natomiast aktorem pierwszego planu. Nie szkodzi. O ile będzie w formie, może zapewnić stabilność na trójce.
Caron Butler a.k.a. Tough Juice to obecnie gracz statystycznie bardzo podobny do Kyle'a Singlera. W ostatnich latach wyspecjalizował się w rzutach zza łuku. Twardy obrońca, choć już niezbyt szybki na nogach. Mocna osobowość i lata sukcesów w lidze mają pomóc w szatni. Znają się z Van Gundym z dawnych lat w Miami. Czy Tough Juice sprawdzi się w słabszym zespole, gdzie będzie się od niego oczekiwało czegoś więcej niż trafienia trójki raz na jakiś czas? Ma 34 lata i za sobą 12 sezonów. Nie należy oczekiwać zbyt dużo, ale jeżeli zdrowie dopisze, Van Gundy może postawić na jego doświadczenie i wystawiać go w pierwszym składzie.
Cartier Martin to również nowy nabytek Stana. Weteran - podróżnik, który ma za zadanie rozciągnąć strefę oraz dodać siły fizycznej na skrzydle. Nigdy nie był pierwszoplanową postacią, ale nie zdziwcie się, jeżeli w Detroit będzie spędzał na parkiecie średnio ponad 20 min, a czasem nawet wychodził w pierwszym składzie na pozycjach 2/3.
Jonas Jerebko a.k.a. Szwedzki Orzeł jest obecnie unikalnym graczem w składzie Tłoków. Jedyny zawodnik, którego można nazwać stretch four, czyli wysoki rzucający z dystansu. Po nieoczekiwanym sukcesie w pierwszym sezonie w Detroit, starał się wszechstronnie rozwijać, co nie do końca wychodziło mu na dobre, bo robił wszystkiego po trochu, ale nic dobrze i widać było, że stracił płynność w grze. Lawrence Frank i Mo Cheeks rzadko po niego sięgali. Jednak z czasem Jerebko pokazał, że walczy po obydwu stronach boiska i można na nim polegać. Sądząc po występach w preseason, wnosi dużo energii, chętnie stawia zasłony i przesuwa się na wolne pole czekając na odegrania lub ścina na kosz. Ma coś czego nie ma nikt inny w składzie. Wygląda na to, że znalazł wreszcie pomysł na siebie. Pytanie czy przekona do niego SVG. Pamiętajmy, że gra o kolejny kontrakt, co będzie go dodatkowo mobilizować.
Luigi Datome a.k.a. Gigi. Rok temu MVP Serie A  przyszedł do Detroit żeby bombardować zza łuku, a może coś więcej ... Wyszło najgorzej jak się dało. Nigdy nie zadomowił się w rotacji, szans, które dostawał nie wykorzystywał i w końcu utknął na końcu ławki. Pistons wciąż potrzebują skuteczności z dystansu, a Stan Van Gundy na pewno doceniłby jego dobrą postawę. Ale czy można na to liczyć? W preseason prawie nie grał i ciężko się spodziewać, że fortuna nagle się odwróci.
Frontcourt
Po nerwowym, pełnym plotek lecie Greg Monroe wszedł na parkiet i od razu pokazał, że jest najlepszy. Czy z ławki, czy w pierwszym składzie, w preseason robił swoje i nikt i nic nie mogło mu przeszkodzić. Nie wiem jak się potoczą losy Monroe. Może nie chce już grać w Detroit - wtedy nic się nie da zrobić, bo podpisał kwalifikowaną ofertę na ostatni rok kontraktu i jest panem własnego losu. Ale sądzę, że po prostu chce zobaczyć jak się sytuacja rozwinie i mieć wolny wybór na koniec sezonu. W takiej sytuacji, Stan Van Gundy powinien zrobić wszystko, żeby go zatrzymać. Andre Drummond jest surowy w ofensywie. Josh Smith rzuca cegły z dystansu, a pod koszem bywa coraz rzadziej. Monroe właśnie pokazuje, że poprawił rzut z półdystansu i robi kolejne kroki naprzód. Jeżeli dostaje piłkę w okolicach łokcia, ofensywa przebiega o wiele płynniej - atakuje z kozła, po zwodzie, rzuca lub odgrywa. W tych kilku meczach przedsezonowych pokazał również, że dobrze współpracuje z Drummondem, ściągając wysokich po izolacjach i odgrywając do Dre atakującego ze słabej strony. Tak to powinno wyglądać i mam nadzieję, że tak to będzie wyglądało przez długie lata. Dodatkowo Mooose pokazał, że jest użyteczny w obronie. Nie jest szybki ani skoczny, ale potrafi dobrze zajmować pozycje i funkcjonować w obronie zespołowej. A zbierającym zawsze był bardzo dobrym. Koniec żartów. To będzie rok Łosia!!!
Andre Drummond miał gorące lato!! Uliczkę znam w Barcelonie ... itd. Dostał się do kadry USA i zdobył złoty medal. Grał jako 3-4 wysoki, ale trudno przecenić to doświadczenie. Jednak to co najważniejsze dopiero przed nim. Stan Van Gundy ma doświadczenie w rozwijaniu młodych atletycznych centrów i budowaniu wokół nich sprawnie działającej maszyny. Nie, Detroit to nie Orlando i skonstruowanie drużyny na miarę Magic zajęłoby wiele lat. Poza tym nie ma powodów przypuszczać, że Stan będzie chciał iść akurat tą drogą. W składzie jest Greg Monroe i Josh Smith, a obwód mamy na razie niepewny. Nie zmienia to faktu, że Van Gundy nie będzie dawał Drummondowi chwili wytchnienia, a oczekiwania będą jasno sprecyzowane. W takie sytuacji Dre ma szansę wykonać kolejny, jeszcze większy krok naprzód. Preseason pokazał, że jego gra tyłem do kosza wciąż jest ... praktycznie nie istnieje. Ale atrybuty fizyczne i umiejętności, które już posiada czy nią go najważniejszym i najbardziej elektryzującym graczem Pistons. Word up Dre!!!
Josh Smith ... cóż można o nim powiedzieć. Niegdyś najbardziej pożądany przez fanów cel transferowy, dzisiaj kłopot i ból głowy. Van Gundy nie zdecydował się na oddanie go do Sacramento w zamian za schodzące kontrakty kilku graczy. Dawał do zrozumienia, że zamierza rewitalizować Smitha i uratować mu karierę. Co do tego jestem sceptyczny. Jednak można założyć, że eksperyment J-Smoove SF dobiegł końca. Jaką więc będzie pełnił rolę? Preseason pokazał, że nadal lubi snuć się na dystansie i rzucać cegłami. Dobrze podaje i może pełnić rolę point froward. Spodziewajmy się go w wyjściowym składzie w pierwszych meczach, kiedy Monroe będzie pauzował w ramach kary za jazdę po wpływem. A co potem? Monroe wnosi do ofensywy o tyle więcej, że trudno będzie go trzymać na ławce. Co nie znaczy, że nie może być pierwszym zmiennikiem i grać po 30 min. Natomiast Smith i Drummond nie stanowią zagrożenia nawet z półdystansu, więc takie ustawienie utrudni spacing. Smith jest najbardziej krytykowanym graczem Tłoków, jednak znalezienie dla niego nowej roli będzie jedną z ciekawszych historii sezonu w Detroit.
Joel Anthony weteran, długo podstawowy wysoki w rotacji Heat, mistrz NBA 2012 i 2013, przy czym w 2012 odgrywał jeszcze istotną rolę. Specjalista od obrony, twardy, fizyczny gracz. Moim zdaniem, idealny jako 3-4 podkoszowy i taką rolę odegra w Motown.
Tony Mitchell nie został odcięty ze składu przy okazji przedsezonowych przymiarek. To sukces. Jednocześnie zarówno w zeszłym sezonie, jaki i w tegorocznym preseason widzieliśmy go tak rzadko, że trudno liczyć na coś więcej niż grę po kilka minut na mecz. Miejmy nadzieję, że przynajmniej zobaczymy kilka power dunków. A może Mitchell do konkursu wsadów? Czemu nie!

Oto wasi Detroit Pistons przed sezonem 2014/15. Skład nierówny i dziurawy, ale wielu graczy z potencjałem. Wobec rosnącej w siłę stawki na Wschodzie, nie spodziewałbym się, że Tłoki awansują do play off. Ale jest Stan Van Gundy, którego drużyny zawsze miały dodatni bilans. Teraz czeka go naprawdę trudne zadanie, zarówno jako trenera, jak i menedżera. Wierzę, że Pistons będą lepsi i nareszcie wypracują styl i tożsamość. Jak to się przełoży na zwycięstwa ...? Stawiam na coś w przedziale 39-43. DEEEEETROIT BASKETBALL!!!!!!!!!

Pistons are here!! You in!?

Czas wybudzać się z letniego snu. Liście spadają z drzew, dzieci idą do szkoły - to znak, że zaczyna się preseason. Nie będziemy śledzić tych zmagań, choć w tym roku znaczą więcej, bo nareszcie jest coach, który wprowadzi jakiś system i jest się czego uczyć. Zamiast tego, zastanówmy się dlaczego oglądać Pistons w sezonie 2014/15 i na co zwracać uwagę. Oto moje propozycje:

#1. Stan Van Gundy
Pistons nie mieli tak kompetentnego coacha od czasów Larry'ego Browna. Flip Saunders jest blisko, ale stawiam Stana nieco wyżej. Dodajmy, że sprawuje również rolę prezydenta ds. operacyjnych i mamy przed sobą lata wdrażania spójnej wizji, za którą będzie odpowiedzialny jeden człowiek. Dość już zastanawiania się, czy Joe Dumars podlegał naciskom, na ile jego decyzje były suwerenne i takie tam. Van Gundy, wraz z coraz większym sztabem doradców, analityków, skautów i trenerów będzie wdrażał wizję, którą sam stworzy. Nie spodziewajmy się również, że Tom Gores będzie mu przeszkadzał, choć pozostaje podobno na bieżąco i jest zaangażowany.

Jaki system zaimplementuje Van Gundy? Czy będzie chciał się oprzeć na jednym wysokim otoczonym strzelcami, jak w Orlando? Na razie skład mu na to nie pozwala. Poza tym, w Miami grał dwoma wysokimi. Nie należy więc czegokolwiek zakładać. Jak rozegra rotację wśród wysokich  - czy postawi na wszechstronność i lepszą defensywę Josha Smitha, czy umiejętności ofensywne Grega Monroe. Zapewne sam jeszcze do końca nie wie. W obronie spodziewałbym się realizacji znanych założeń, które sprawiały, że drużyny prowadzone przez Stana zawsze były w czołówce ligi. Pozostawanie przed swoim zawodnikiem, kosztem ryzykowania przechwytów, szybki powrót do obrony, zamiast przesadnego atakowania deski w ofensywie - tak to może wyglądać.

Ale pamiętajmy o jednym. Van Gundy przejmuje drużynę z niedopasowanym składem, fatalną w obronie i z poważnym niedostatkami. Cudów nie zrobi, ale liczę, że szczególnie w drugiej połowie sezonu, doprowadzi Pistons do solidności.

Natomiast Stan Van Gundy jako odpowiedzialny za sprawy personalne i dobór zawodników to niewiadoma. Na razie nie udało mu się przedłużyć umowy z Gregiem Monroe, choć nie ma w tym jego winy. Monroe wyżej ceni niezależność w przyszłym roku niż podpisanie lukratywnej umowy już teraz. Sterowanie tą sytuacją z pozycji coacha i menedżera to główne wyzwanie. Na razie Van Gundy podpisał kilku strzelców, żeby poprawić fatalny spacing. To powinno pomóc.

Natomiast kluczowe decyzje Van Gundy podejmie jako coach. Jest jednym z najbardziej utalentowanych szkoleniowców ostatnich 15 lat. Uparty, drobiazgowy, zawsze doskonale przygotowany. Miał swoją szansę w Miami, ale Pat Riley zstąpił z fotela GMa i przejął drużynę, którą doprowadził do mistrzostwa. W Orlando zbudował świetny zespół otaczając Dwighta Howarda solidnymi, ale nie wybitnymi graczami. Doszli do finału, gdzie zostali odprawieni przez Lakers. Teraz ma pełnię władzy, obiecującego młodego centra i czas, żeby w końcu móc powiedzieć: do trzech razy sztuka!

I jeszcze jedno. Van Gundy nie przepada za mediami, ma cięty język i nie waha się wyrażać krytycznie o swoich graczach, jeżeli na to zasłużyli. I choć od przeprowadzki do Detroit robi wrażenie spokojnego i pogodzonego ze sobą, wystarczy kilka szalonych akcji Brandona Jenningsa i możemy liczyć na naprawdę interesujące wywiady i konferencje pomeczowe.

#2. Andre Drummond
W swoim debiutanckim sezonie Drummond wykazał się nadzwyczajną produktywnością, grając jednak tylko po 20 minut. Mo Cheeks nie popełnił już przynajmniej tego błędu i wystawiał Dre na ponad 32 minuty. Rezultaty? Średnio 13,2 zbiórek, 13,5 pkt. głównie z wsadów i lay up'ów. Tak, Dre wciąż jest surowy. Ale nie ma co narzekać. Tak naprawdę, jeżeli nigdy nie wypracuje rzutu z półdystansu i nie nauczy się dobrze grać tyłem do kosza, nie szkodzi, o ile wciąż będzie biegał jak sprinter i skakał jak młody Dwight Howard. Waży pod 130 kg, a potrafi wyjmować piłki rozgrywającym i kończyć w kontrze. To się po prostu ma!


Co porabiał w lecie? Ano, zakwalifikował się do kadry Mike'a Krzyżewskiego na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Choć nie grał dużo i przeważnie kiedy już było pozamiatane, trudno sobie wyobrazić lepsze warunki do rozwoju niż treningi z najbardziej utalentowanymi młodymi graczami na świecie, pod okiem jednego z najbardziej utytułowanych coachów w dzisiejszej koszykówce. No i przywiózł do domu złoty medal. Czego chcieć więcej!?


Pod okiem Van Gundy'ego Drummond może nie tylko dalej rozwinąć skrzydła, ale stać się jednym z najlepszych centrów w NBA. Koncentracja i uważność, której będzie wymagał Van Gundy, pomoże mu stać się lepszym obrońcą i ustabilizować formę. W razie problemów, musi uważać, bo z przodu ma silną konkurencję. Jednak nikt nie ma do zaoferowania tyle co Wielki Pingwin. Word up Dre!!

#3. Greg Monroe
O ile Drummond jest najbardziej wartościowym graczem Pistons, to Greg Monroe jest po prostu najlepszy. Technika, inteligencja, umiejętność dostosowania się. Wierzę, że Monroe jest graczem wokół którego można budować formację podkoszową dobrej drużyny. Jednak czy tą drużyną mogą być Tłoki? Oprócz Wielkiego Pingwina, Łoś ma jeszcze konkurencję w osobie Josha Smitha. Van Gundy nie robił mu żadnych obietnic i Monroe zdecydował się odrzucić propozycję lukratywnego kontraktu, żeby dograć jeszcze sezon na bieżącej umowie, a potem być niezastrzeżonym wolnym agentem i móc decydować o własnym losie. Odważny ruch. Czy to więc ostatni sezon Łosia w Motown? Niekoniecznie. Ale na pewno będzie chciał dobrze ocenić sytuację. Czy Van Gundy będzie go wystawiał w pierwszym składzie i wykorzystywał w końcówkach, jak będzie wyglądała rotacja wysokich? To podstawowe pytania. Tymczasem, rozdrażniony i zmotywowany Łoś będzie grał na 100%, żeby pokazać swoim przyszłym pracodawcom na co go stać. Jakakolwiek rola przypadnie mu w sezonie 2014/15, stawiam, że będzie kręcił solidne statystyki. Miejcie na niego oko. Warto!!

#4. Brandon Jennings
Tak, wiem. Russel Westbrook, Chris Paul, Steph Curry, Tony Parker, Derrick Rose, John Wall, Rajon Rondo, Goran Dragic, Damian Lillard, Mike Conley, Ty Lawson, Eric Bledsoe, Kyle Lowry. Bogactwo na pozycji rozgrywającego jest tak wielkie, że kto by sobie zawracał głowę kimś takim jak Brandon Jennings! Ale jesteśmy w Detroit. Poza tym, myślę, że dla Jenningsa jest nadzieja. 37% z gry nie da się obronić, ale 7,6 asyst już tak. Jennings pokazał, że wciąż ma zamiłowanie do trudnych rzutów, oddawanych z nieprzygotowanych pozycji w ostatnich sekundach. Ale też udowodnił, że ma przegląd pola i umie obsłużyć kolegów podaniem w perfekcyjny sposób. Pamiętajmy też, że Jennings był częścią naprawdę dobrych defensywnie składów w Milwaukee. Nigdy nie będzie dobrym obrońcą, ale wierzę, że Van Gundy może go wkomponować w system, w którym ten będzie przynajmniej przydatny. Natomiast, jeżeli w ataku uda się nieco przenieść akcent ze swag na dyrygowanie zespołem i realizowanie taktyki, to już sukces. Jeżeli nie, spodziewajmy się wielu personalnych wycieczek na linii Jennings - Van Gundy, co może dostarczyć przedniej rozrywki.



Dylemat Grega Monroe

Pistons są dysfunkcyjną drużyną. Stan Van Gundy próbuje zrównoważyć skład dodając strzelców obwodowych. Jodie Meeks, Caron Butler, Cartier Martin, D.J. Augustin czy rookie Spencer Dinwiddie mają zrobić więcej miejsce dla behemotów w środku. Ale przy tak wielu dziurach i po kilku latach zawiedzionych nadziei większość fanów będzie sceptyczna co do możliwości szybkiej i znaczącej zmiany na lepsze.

Jednak obecny stan jest i tak o wiele korzystniejszy niż ciemna rozpacz lat 2010 - 2012, kiedy oprócz źle skomponowanego składu, mieliśmy jeszcze niepewność co do przyszłości klubu w obliczu sprzedaży i   toksyczne wyziewy z szatni. A  pośrodku tego wszystkiego biedny, nie mający pojęcia co począć John Kuester. W tamtych, niezbyt odległych, czasach jedyny promień nadziei stanowiła postawa młodego centra Grega Monroe, który po cichu robił swoje, przeistaczając się z zadaniowca w coraz bardziej kompletnego gracza. Ledwo udało mu się zdobyć większą rolę w ofensywie, pojawił się Andre Drummond, który swoją dynamiką i skocznością miał uzupełniać naziemną grę Monroe, ale jednocześnie wypychał Grega na nowe terytorium, dalej od obręczy. Monroe próbował, z marnym skutkiem, rozszerzyć swoje umiejętności o rzut z półdystansu, oraz uruchamiać ofensywę podaniami z okolic "łokcia". Zagęszczenie pola Joshem Smithem, którego pozyskanie przez wiele lat było marzeniem fanów w Detroit, ostatecznie spotęgowało problemy z rozciągnięciem strefy. Dodajmy brak jakiejkolwiek strategii, która wykraczałaby poza pierwszą/drugą opcję w ofensywie, a szczególnie w obronie, i mamy kolejny czarny scenariusz pt. "nie umiemy nawet wykorzystać tego co mamy".
Dotychczas Monroe był wzorowym uczniem i obywatelem. Nie wdawał się w kontrowersje, zachowywał się profesjonalnie na boisku i poza nim. Jednak widać było, że w zeszłym sezonie nie był zadowolony z roli w ofensywie, tudzież jej braku. Teraz jest zastrzeżonym wolnym agentem, czyli Pistons mają prawo wyrównać jakąkolwiek ofertę złożoną mu przez inny klub, a sami mogą zaproponować dłuższy, bardziej lukratywny kontrakt. Jednak impas trwa i przyszłość niedawnej największej nadziei Pistons wciąż jest niepewna. Może jest to taktyka negocjacyjna agenta Monroe Davida Falka. Ale coraz więcej wskazuje na to, że Greg po prostu nie chce grać w drużynie, która nie jest mu w stanie zagwarantować miejsca w pierwszej piątce i/lub prominentnej roli na boisku. Wiele rozwiązałoby pozbycie się Smitha, ale Stan Van Gundy nie chce go oddać za bezcen (Sacramento było ponoć zainteresowane wymianą za graczy w ostatnich latach kontraktów) i dawał sygnały, że znajdzie mu odpowiednią rolę, w której ten stanie się bardziej efektywny. Może Van Gundy chce najpierw zobaczyć co da się zrobić z trójką wysokich, zanim podejmie decyzje. W tej sytuacji nie może niczego gwarantować. Jednak klub ceni Monroe. Nie wiadomo tylko czy jako filar drużyny, czy bardziej jako kandydata do wymiany w końcówce okna transferowego. Tego chyba nikt nie wie, a Monroe musi podjąć decyzję, czy akceptuje tą niepewność osłodzoną lukratywną umową, czy zaryzykuje dogranie roku na niskim kontrakcie, żeby przyszłego lata być wolnym agentem i móc samodzielnie zdecydować o swojej przyszłości. Opcja druga ekstremalna byłaby ryzykowna ze względu na możliwość kontuzji. Natomiast Pistons nie mogliby wymienić Monroe do innego klubu bez jego zgody, więc ryzyko po stronie Detroit byłoby jeszcze wyższe. Sytuacja jest więc bardziej skomplikowana niż jeszcze niedawno można by przypuszczać.
Monroe i Drummond - zgodne małżeństwo czy deptanie sobie po palcach?
Od pojawienia się Drummonda w Detroit większość fanów była przekonana,  że oto mamy wyjątkowo mocny fundament, na którym można budować drużynę na kolejną dekadę. W końcu jaki klub ma dwóch tak obiecujących młodych wysokich? W tej sytuacji Monroe miał być tym, który podaje z łokcia, gra tyłem do kosza i trafia z półdystansu, a Drummond miał biegać, niszczyć obręcze i wysyłać wszystkie lejapy w kierunku fanów, oczywiście tłumnie zgromadzonych, siedzących gdzieś daleko w ostatnich rzędach. Sprowadzenie Josha Smitha skomplikowało sprawę i nie pozwoliło się przekonać jak naprawdę mogłoby to wyglądać. Ale czy naprawdę Smith jest tu sednem problemu? Jego obecność przynajmniej pozwoliła Monroe częściej grać na centrze, gdzie wciąż czuje się najlepiej. Próbuje rozwinąć swoją grę, ale dopóki nie nauczy się regularnie trafiać, przynajmniej z piątego metra, ciężko będzie stworzyć wystarczająco dużo miejsca w środku. I powiedzmy  sobie wyraźnie: SYTUACJA JEST DLA GREGA BARDZO WYMAGAJĄCA. Całe życie grał na piwocie. Nie wątpię, że chce się rozwijać, żeby być bardziej kompletnym graczem. Natomiast pomysły Mo Cheeksa, który kazał mu pomagać w obronie pick & roll wysoko, czasem do linii trójki, świętego wyprowadziły by z równowagi. To już nie jest rozwijanie umiejętności, tylko stawianie bardzo dobrego gracza w sytuacji, w której nie ma szans wyglądać choćby przyzwoicie. Dlatego brak odpowiedniej strategii, ogólny bałagan i brak sukcesów sprowokował frustrację Monroe w większym stopniu niż tłok na pozycji PF. Można założyć, że Van Gundy będzie sobie radził lepiej niż tandem Cheeks - John Loyer, czy ktokolwiek od czasów Flipa Saundersa, ale wciąż musi rozwiązać dylemat trzech wysokich, przynajmniej żeby rzetelnie ocenić czy mogę koegzystować. Pytanie, kto ma wchodzić z ławki? Odpowiedź: ktoś z dwójki Monroe - Smith. Dlaczego? Bo Drummond jest tak wyjątkowym graczem, a jego umiejętności są kluczowe przy obecnych trendach w NBA. Więc kto jest większą przeszkodą dla Grega? Smith, z którym rywalizuje o minuty na czwórce, gdzie nie czuje się komfortowo, czy Drummond, który ma odmienny styl i inne atuty, ale gra na jego nominalnej pozycji? Oczywiście Dre i Łoś są w podobnym wieku, obaj mają pozytywne nastawienie i mogliby wspólnie się rozwijać. Jednak kwestia czy kiedykolwiek byliby w stanie efektywnie grać w obronie na najwyższym poziomie, szczególnie przeciwko niskim piątkom, pozostaje otwarta. I czy w tej sytuacji Monroe jest gotowy zaufać Van Gundy'emu i związać się z Pistons na kolejne 4-5 lat? Wiadomo, jak nie wyjdzie zawsze jest opcja wymiany. Ale Monroe stracił już dużo czasu w Motown. Czy ma jeszcze wiarę i cierpliwość?
Inne opcje. Jakie i dlaczego tak niewiele.
Monroe ma 24 lata, rzuca średnio ponad 15 pkt. na dobrej skuteczności, zbiera prawie 10 piłek. Dodajmy 2-3 asysty, parę przechwytów i mamy wszechstronnego podkoszowego, który już wiele pokazał i wciąż się rozwija. Wie o tym Monroe, wie również jego agent David Falk. Niestety żaden klub nie zgłosił się z propozycją kontraktu. Po części dlatego, że Pistons deklarowali, że zamierzają wyrównać jakąkolwiek ofertę. Wobec impasu Falk starał się zaaranżować umowę typu sign & trade, gdzie Greg po podpisaniu kontraktu zostałby wymieniony do innego zespołu. Podobno Van Gundy był otwarty na taką propozycję, ale nie znalazł partnerów, którzy w zamian oferowaliby wartościowych graczy trafiających w aktualne potrzeby Pistons. Czas leci i ostatnio pojawiło się coraz więcej analiz sugerujących, że Monroe jest na tyle specyficznym zawodnikiem, że nie jest łatwo zbudować wokół niego dobrą, zwłaszcza w defensywie, drużynę - co miałoby tłumaczyć niewielkie zainteresowanie ze strony innych sztabów. W końcu gracze mniej utalentowani, jak choćby Marcin Gortat, podpisali umowy na 50-60 mil. Jest to odzwierciedlenie oczekiwań wobec dzisiejszych podkoszowych. Dopuszczenie elementów obrony strefowej sprawiło, że trudniej gra się w post up. Z kolei wyeliminowanie hand checking'u i skrupulatniejsze gwizdanie fauli przy penetracjach faworyzuje szybkich obwodowych. Drive & kick jest w centrum strategii ofensywnej prawie wszystkich drużyn, a ograniczenie półdystansu na rzecz trójki i lay up to najnowszy trend, którego gorliwymi wyznawcami są chociażby Houston Rockets. Dużo można by na ten temat pisać, ale skutek jest taki, że od centrów oczekuje się przede wszystkim mobilności, co ułatwia obronę z pomocy, obrony deski przez bloki i zbiórki a w ataku stawiania zasłon i rolowania na kosz. Monroe nikogo nie przestraszy blokiem ani szybkością. Stąd założenie, że może nie warto inwestować dużych pieniędzy w kogoś, kto najlepiej, żeby był sparowany z dobrym wysokim obrońcą, który idealnie, potrafiłby jeszcze zagrozić rzutem z półdystansu - patrz np. Taj Gibson.
Powyższe założenie jest o tyle zrozumiałe co nadużywane. Zespoły buduje się wokół talentu. Miami nie miało gracza typu Tyson Chandler a wygrało dwa mistrzostwa. Al Jefferson jest kiepskim obrońcą, ale Charlotte zbudowało wokół niego bardzo solidnie broniący zespół. Itd, itp. Rozumiem,  że Monroe nie rozwinął się jeszcze na tyle, żeby potencjalni kandydaci byli gotowi ignorować jego niedostatki i skupiać się tylko na atutach. Ale powtarzam, ma 24 lata i przechwycenie go teraz, żeby budować wokół niego drużynę na kolejne lata jest nie tylko rozsądne, ale też bezpieczne, szczególnie biorąc pod uwagę, że miał zero problemów z kontuzjami, a styl gry nie naraża go na ekstremalne przeciążenia. Niektóre zespoły to dostrzegają i są gotowe zainwestować w Grega w ramach wymiany sign & trade - wśród nich wymieniało się Atlantę, czy Denver. Mam jednak nadzieję, że Stan Van Gundy też to widzi i zrobi wszystko, żeby zapewnić Monroe bezpieczną przyszłość w Motown.

Sztab w komplecie

Jeff Bower i Stan Van Gundy podczas konferencji prasowej
Coach Van Gundy zatrudnił już asystentów. Weteran NCAA oraz NBA, również jako główny coach, Brendan Malone wraca do Detroit, gdzie pracował jako asystent w latach 1988 - 95 i miał swój wkład w dwa tytuły mistrzowskie. Jego specjalnością jest defensywa i ponoć był głównym architektem obrony zespołowej przeciwko Jordanowi, tzw. Jordan Rules. W Toronto Malone był pierwszym coachem, kiedy generalnym menedżerem był Isiah Thomas. Generalnie, Malone zwiedził dużą część ligi, choć pozostaje związany z klubami ze Wschodniego Wybrzeża. W latach 2007 - 12 pracował w Orlando u boku Van Gundy'ego. Syn Brendana, Mike Malone jest obecnie coachem Sacramento Kings. Analizą statystyczną, układaniem strategii i planów meczowych meczowych zajmie się Charles Klask, który pracował już w Detroit jako analityk wideo, a ostatnio w latach 2011 - 13 jako asystent. W międzyczasie spędził 10 lat w Orlando, gdzie również miał okazję dobrze poznać się z Van Gundym. Wywodzi się z Michigan i jest absolwentem Michigan University. Sztab trenerski dopełnia Bob Beyer, który przez 30 lat zwiedził wiele klubów NCAA i NBA, pracując jako skaut oraz asystent. Z Van Gundym pracował w Magic w tych samych latach co Malone. Na poziomie uniwersyteckim miał okazję pracować dla Boba Knighta w czasach jego kariery w Texas Tech. Ostatnie dwa sezony spędził jako asystant Golden State i Charlotte.
Adam Glessner również przeprowadza się z Charlotte, gdzie był asystentem. Sprawdził się w NCAA, gdzie był m.in. asystentem Billy'ego Donovana na Florydzie, kiedy Gators zdobywali mistrzostwa.  Z Van Gundym pracował w Magic jako analityk i koordynator wideo. W Detroit będzie odpowiedzialny za skauting.

Zdaję sobie sprawę, że są to lakoniczne informacje. Przygotowanie i prowadzenie drużyny to wysiłek całej rzeszy ludzi. Praca, którą wykonują za kulisami jest przeważnie niewidoczna, nawet dla zagorzałych fanów. Właściciel, prezydent, główny menedżer, coach, zawodnicy - to oni reprezentują większą grupę ludzi, którzy pracują na wspólny sukces. Niestety na nich przeważnie kończy się rozpoznawalność. Skauci, asystenci, analitycy, trenerzy od przygotowania kondycyjnego, rzutowego, dietetycy, psychologowie, etc. - rzadko możemy dostrzec i właściwie ocenić ich pracę. Osobiście żałuję,  bo kulisy prowadzenia organizacji w NBA uważam za temat równie ciekawy co owoc ich pracy, czyli grę drużyny. Szczególnie polecam w tym kontekście, książkę Breaks of the Game - relację z sezonu 1980/81 Portland Trailblazers utkaną z często osobistych historii graczy, skautów, trenerów, właścicieli, menedżerów i wielu innych, którzy byli wówczas związani z NBA i koszykówką w ogóle.

A skoro już wspomniałem o zarządzaniu, prezydent Van Gundy zatrudnił nowego generalnego menedżera w osobie Jeffa Bowera. Bower tak się tym przejął, że zgolił firmowe wąsy. A może to Van Gundy postawił sprawę jasno: Słuchaj, tutaj tylko jeden z nas może nosić wąsy. Ja jestem szefem, więc ... Tak, czy inaczej, Bower to bardzo dobry wybór z dwóch powodów:
  1. Nie jest to Stu Jackson, ani Otis Smith, którzy wcześniej współpracowali ze Stanem, a których dorobek jest dość kontrowersyjny. Obydwaj byli wymieniani jako kandydaci w Detroit i żaden z nich nie dostał pracy. Bower jest bardziej doświadczony, ma większe sukcesy ... jest po prostu lepszy.
  2. Jeff Bower to bardzo dobry GM. W Nowym Orleanie odbudował siłę Hornets, m.in. wybierając w drafcie graczy, jak Baron Davis, David West i Chris Paul. W latach po huraganie Katrina, kiedy Hornets występowali w Oklahoma City, Bower zbudował wokół CP3, Westa, Tysona Chandlera zespół, który twardo walczył w play off. Chandlera sprowadził za J.R. Smitha, co samo w sobie jest wyjątkowe. Przeszedł wszystkie szczeble kariery od skauta do GMa. Ma również sukcesy na poziomie uniwersyteckim, dokąd powrócił w 2013 jako coach Martst College. Z Van Gundym znają się i szanują od lat. Nie współpracowali wcześniej tak blisko, ale są nawet do siebie podobni. Z resztą zobaczcie sami
 Zatrudnienie Bowera to potencjalnie wielki krok naprzód. Co do asystentów, tak jak pisałem, trudno ocenić. Na pewno Brendan Malone, ze swoim doświadczeniem, jest osobowością i wręcz instytucją. Stan's got a plan!!!

Pistons tracą wybór w drafcie

Miałem nosa, że nie zajmowałem się w tym roku draftem. Pistons mają już młodych utalentowanych graczy, którzy mogą wyrosnąć na gwiazdy oraz możliwości budżetowe na najbliższe lata. Wydaje mi się, że potrzebują zawodników ogranych, którzy będą podejmować dobre decyzje i poprawią spacing wokół Drummonda i Monroe. Jednak trudno zaprzeczyć, że kolejny rookie z pierwszej dziesiątki bardzo przydałby się Pistons, szczególnie na obwodzie. Tymczasem podczas wtorkowej loterii Cleveland (1,9% szans na pierwszy wybór) wskoczyło do Top 3 i ostatecznie wygrało draft (pewnie znowu zmarnują wybór ... no dobra już dobra). Jako, że Cavs byli rozstawieni niżej, Pistons spadli na 9 miejsce i, na mocy warunków transferu Bena Gordona za Corey Maggette, przekazali swój wybór do Charlotte. Tak więc cała kiepska gra/tankowanie na nic. Cóż, trudno było się tego spodziewać przy prawie 83% prawdopodobieństwie utrzymania ósmej pozycji. Biorąc pod uwagę oczekiwany postęp pod wodzą Van Gundy'ego, w przyszłym roku Tłoki oddałyby Charlotte niższy pick. Potrzebowaliśmy tego wyboru, ale przynajmniej fundamenty pod dobry zespół już są położone. Trudno. Teraz do roboty!!

SVG będzie rządził w Detroit


Nie zanosiło się na to. Podobno zarząd zatrudnił firmę doradczą, która miała przygotować listę kandydatów i ich profile. Ale kiedy okazało się, że Stan Van Gundy może być zainteresowany, lista poszła do kosza. Tom Gores i jego ludzie działali szybko, żeby nie stracić Van Gundy'ego na rzecz Golden State. I tak, Stan Van Gudny obejmie rolę coacha, jak również menadżera do spraw operacyjnych. Czyli będzie odpowiedzialny za transfery, i szerzej, konstruowanie składu. Na pewno nie będzie działał sam, ale władza, którą dostanie w Motown jest porównywalna tylko z tym ile ma do powiedzenia Gregg Poppovich w San Antonio, Doc Rivers w L.A. i może jeszcze kilku utytułowanych szkoleniowców, ale w sposób mniej sformalizowany (np. Rick Carlisle w Dallas).

Pamiętam jak czytałem wywiad ze Stanem, w którym mówił, że o ile brakuje mu pracy, to ceni bliskość rodziny - żony, dorastających córek, z których jedna gra w koszykówkę, i syna. Nie zanosiło się na to, że miałby wrócić, tym bardziej, że odrzucił kilka interesujących ofert. Detroit na pewno nie wyglądało jak jedna z nich, a przywołując miażdżącą krytykę zarządzania zespołem i traktowania szkoleniowców, którą swego czasu wystosował jego brat Jeff, naprawdę trudno było przypuszczać, że SVG na miejsce swego powrotu wybierze akurat chłodne Michigan (podobno ceni ciepło i słońce Florydy).

Co więc zadecydowało? Kontrakt na pięć lat, 7mln $ za sezon to dobry wabik. Ale zapewne kluczowa była gotowość do przekazania w jego ręce pełni kontroli nad decyzjami personalnymi dotyczącymi składu. Van Gundy dotychczas nie pełnił roli menedżera, ale przynajmniej nie będzie potencjalnego konfliktu na linii coach - GM. Pistons oddali w jego ręce klucze do zespołu i, mam nadzieję, dadzą mu czas na wprowadzenie zmian.

A jakich zmian możemy się spodziewać? Van Gundy słynie z przygotowania taktycznego i ścisłego trzymania się szczegółowo zaprojektowanego systemu. Nie będzie niewiadomych co do oczekiwań coacha. A jeżeli się nie podoba, to proszę poskarżyć się przełożonemu  ... aaa, przecież to też Stan. Może więc już lepiej słuchać i egzekwować najlepiej jak się da. Prerogatywy, które Van Gundy będzie miał w Detroit czynią go odpornym na niesubordynację ze strony zawodników.

Jaki system wprowadzi w Detroit? Drużyny prowadzone przez Stana zawsze plasowały się w pierwszej dziesiątce pod względem defensywy. Stan mocno akcentuje powrót do obrony i szybkie ustawienie, kosztem zbiórek w ataku. Zdecydowanie preferuje trzymanie pozycji w stosunku do polowania na przechwyty. Dla graczy, takich jak Andre Drummond i Brandon Jennings będzie to zasadnicza zmiana. A w ataku? Mówisz Van Gundy, myślisz Orlando z Dwightem Howardem w środku i czterema strzelcami na obwodzie. Jako, że Drummond przypomina młodego Howarda, można sobie wyobrazić, jak rozwijałby się w takim ustawieniu i pod czujnym okiem kompetentnego szkoleniowca. Ale tamte Orlando to produkt decyzji wielu osób i proces, w który Van Gundy nie zawsze był włączony, a do którego czasem miał zastrzeżenia. W Miami grał ustawieniem z dwoma wysokimi w środku i też odnosił sukcesy. Za wcześnie więc przypuszczać, że Detroit pozwoli odejść Gregowi Monroe, żeby za wszelką cenę szukać PF z rzutem z dystansu. A jest jeszcze Josh Smith ... Van Gundy podobno od razu przekonał wszystkich decydentów ze sztabu Pistons, swoją wizją i pomysłami. Można więc jedynie powtórzyć, że Stan przygotuje system, którego będzie się ściśle trzymał, ale który będzie też skrojony pod możliwości zespołu. Natomiast jak i jak szybko uda mu się przetasować skład pozostaje niewiadomą i zdecydowanie najciekawszą historią, rozpoczynającego się w lipcu okna transferowego.

Van Gundy będzie działał na własnych warunkach i na własny rachunek. Nie będzie Pata Riley, który odebrał mu w Miami prowadzenie drużyny, z którą w tym samym sezonie zdobył mistrzostwo. Nie będzie przedłużającej się sagi transferowej rozkapryszonej gwiazdy. Co nie znaczy, że będzie łatwo. Ale Stan Van Gundy jest coachem, który naprawdę potrafi zrobić różnicę. Jest utytułowany, doświadczony i choć nie jest zbyt elastyczny, wniesie do rozbitej drużyny pomysł i przygotowanie, którego nie było w Detroit co najmniej od czasów Flipa Saundersa. Kto ma wątpliwości, niech zestawi Van Gundy'ego z Michaelem Curry, Johnem Kuesterem, Lawrencem Frankiem, Mo Cheeksem i Johnem Loyerem. Widać różnicę?

Brawurowy ruch i doskonały pomysł. Powodzenia!!!

Oniemiały

Piszę o końcu sezonu, ale tak naprawdę sezon Pistons skończył się już ponad miesiąc temu, kiedy stało się jasne, że nie mają szans nawet na ostatnie miejsce play off w słabej Wschodniej Konferencji. Odtąd porażki zaczęły być cenniejsze od zwycięstw, bo żeby utrzymać swój pick w drafcie, Tłoki muszą zostać rozstawione w pierwszej ósemce. W przeciwnym razie, wybór leci do Charlotte na mocy umowy transferowej Bena Gordona. Trudno ustalić na ile aktualne porażki są wynikiem walki o draft, ale wcześniej nie było dużo lepiej. Przynajmniej Pistons nie muszą się zbyt wysilać, żeby przegrywać. Mieliśmy więc mieć rok przełomu i ekscytacji nowym, a mamy chyba najbardziej rozczarowujący sezon ostatnich, chudych lat. Nie najgorszy, ale naprawdę wyczerpujący. Było na co popatrzeć, jeżeli chodzi o hajlajty, ale to by było na tyle. Sukcesy indywidualne, głównie Andre Drummonda, nie przełożyły się na wynik drużyny.

Joe Dumars zaryzykował i ponownie przestrzelił na rynku transferowym. Nie należy tracić nadziei co do Brandona Jenningsa i Josha Smitha, ale nie ma nadziei dla Tłoków w obecnej konfiguracji. Tom Gores nie pomagał. Najpierw zatwierdził i/lub współuczestniczył w budowie obecnego składu, potem wymusił zwolnienie Mo Cheeksa, co było w zasadzie groźnym, ale spóźnionym pomrukiem zniecierpliwionego inwestora. A cierpliwość będzie mu potrzebna. Cierpliwość  i zaufanie do następcy Dumarsa. O ile od czasu zwolnienia Cheeksa jasne było, że Joe D, któremu kończy się kontrakt, jest kandydatem do opuszczenia stanowiska, o tyle teraz pojawiły się przecieki, że sam może zrezygnować jeszcze przed końcem sezonu.

Tym samym, ekscytację musimy odłożyć na kolejny rok. Ekscytację, bo mimo całej nędzy, Pistons można dosyć szybko przestawić na właściwe tory. Nie trudno będzie znaleźć solidnego coacha, o niebo lepszego niż Cheeks. Nie musimy już czekać na draft, bo w składzie są gracze szczęśliwie wybrani w ostatnich latach - Greg Monroe i Andre Drummond. W lecie, wobec wygaśnięcia umów Charliego Villanuevy i Rodney Stucky, Tłoki będą miały środki, żeby podpisać solidnych wolnych agentów, z których pierwszy powinien być Greg Monroe. Gorsze kontrakty niż umowa Josha Smitha były przedmiotem transakcji. Poza tym, w innej konfiguracji, Smith wciąż mógłby przynajmniej częściowo odbudować swoją wartość. A kilku młodych graczy na korzystnych umowach może ułatwić transfery.

Są więc możliwości i nadzieja nie jest bezpodstawna. Wystarczy podejmować rozsądne, nie koniecznie spektakularne, decyzje i inwestować w rozwój Drummona i Monroe. Niby niewiele, ale zmiana byłaby jednak zasadnicza. Dotychczas Detroit było miejscem gdzie kariery przygasają, a talent się marnuje. Odejście Dumarsa oczyści atmosferę z ciągnących się domysłów na ile decyzje ostatnich lat były jego suwerennymi wyborami. Dziedzictwo Joe D jako generalnego menedżera to temat na całą osobną rozprawę. Tymczasem, wspominając licealne klimaty, chętnie pożegnam go fragmentem z "Trenu Fortynbrasa":

Żegnaj książę czeka na mnie projekt kanalizacji
i dekret w sprawie prostytutek i żebraków
muszę także obmyślić lepszy system więzień
gdyż jak zauważyłeś słusznie Dania jest więzieniem
Odchodzę do moich spraw Dziś w nocy urodzi się
Gwiazda Hamlet Nigdy się nie spotkamy
To co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragedii


a jeszcze lepiej:

We just want ya'll to have a good time
No more drama in your life



Sam Joe pewnie czuje się tak, jak wyśpiewał to jeden z gigantów Motown.

           

Ale to jak czuje się Joe, już niedługo nie będzie istotne. Więc pożegnajmy ten sezon gorzko, ale z nadzieją.


Good night and good luck!!

Czy jest jeszcze nadzieja?

Biorąc pod uwagę obecny bilans, Pistons są na drodze do 34 zwycięstw w sezonie czyli gdzieś pomiędzy wynikiem z zeszłego roku, tj. 29 i przewidywaniami, czyli w przedziale 39 - 42. Oczywiście to, że są na drodze nie znaczy, że taki wynik osiągną, bo grafik mają raczej  trudny. Jeżeli znajdą się poza play off, ale nie w najgorszej ósemce ligi, oddadzą swój pick w drafcie do Charlotte, zgodnie z ustaleniami wymiany Bena Gordona. Obecnie nikt w drużynie nie myśli o tankowaniu, a szczególnie jej właściciel Tom Gores, który zdaje się podzielać nastroje fanów i ma już serdecznie dość miernoty.

Pistons nie byli aktywni przed zamknięciem okna transferowego, choć pojawiały się pogłoski, że sprawdzali popyt na Josha Smitha. Gores zapowiedział przed sezonem, że oczekuje awansu do play off. Drużyna zawodzi, ma graczy na kończących się kontraktach (Stuckey, Villanueva) oraz zbyt wielu wysokich, a mimo tego nie decyduje się na żaden ruch. Wydaje mi się, że świadczy to o ograniczeniu roli Joe Dumarsa. Gdyby miał wolną rękę, zdecydowałby się, chociażby na niewielkie zmiany. Możliwe, że Gores nie jest już w stanie zaaprobować żadnych propozycji Dumarsa i nie chce, żeby jego posunięcie w jeszcze większym stopniu obciążyły przyszłość Tłoków.

Po przerwie na weekend All Stars, Pistons przegrali dwa mecze z Bobcats (niebawem już Hornets), czyli z bezpośrednimi rywalami do ostatnich miejsc w Top 8 na Wschodzie. Wygrali z Hawks, którzy są obecnie na 8 miejscu, ale 3 wygrane do przodu. Po przegranej z Mavs u siebie, czeka ich dalsza konfrontacja z drużynami z górnej części tabeli Zachodu - Warriors, Spurs i Rockets. Z kolei, patrząc na Wschód, trudno znaleźć w pierwszej ósemce ekipy grające gorzej od Tłoków. Bobcats mają w środku Ala Jeffersona, który rozgrywa świetny sezon, dobrą defensywę i ruch piłki. Brooklyn jest coraz lepszy, mozolnie pnąc się ku górze. Nadzieja w Hawks, którzy zdziesiątkowani kontuzjami, opadają z sił.

Los Tłoków nie jest już więc tylko w ich rękach, ale muszą grać chociaż trochę lepiej niż dotychczas, żeby w ogóle dać sobie szansę. Awans do play off z ostatniego miejsca, byłby minimalnym sukcesem i nie zmieniłby obrazu tego sezonu. Ale mało który kibic ma cierpliwość, żeby zacząć spoglądać w stronę draftu i cieszyć się przegranymi, nawet jeśli w dłuższej perspektywie, byłoby to korzystne.