4 -1 Mo vs. Mo


Zaczęła się wyczerpująca podróż, podczas której Pistons zagrają 6 meczów w ciągu 10 dni - wszystkie przeciwko drużynom z Pacific Division. Po rozczarowującej porażce z Pacers, w Arizonie sprawy wróciły na właściwe tory. Detroit kontrolowało mecz w obronie i kiedy udało się wypracować 10 punktową przewagę, odparli ataki Suns i przypieczętowali wygraną. Nie było to piękne, ale metodyczne i skuteczne. Pistons znów zatrzymali przeciwników poniżej 95 pkt. Są pod tym względem na trzecim miejscu w lidze, oddając średnio 92,2 pkt. Grają wolno - są na 23 miejscu pod względem tempa. Często starają się dogrywać do zawodnika, który ma przewagę wzrostu na obrońcą i wykorzystują post up. Drummond, choć ma przełomowy sezon, nie jest efektywny w grze tyłem do kosza. Być może nigdy nie będzie i de facto nie musi to być konieczne dla sukcesu drużyny. Naszym ekspertem w post up jest Marcus Morris. Wczoraj Morris po raz pierwszy wrócił do Phoenix i zagrał przeciwko swojemu bratu. Nieznacznie udało mu się go pokonać - 20/6/2 wobec 18/4/2 Markieffa. Co ważniejsze, trafiał ważne rzuty w końcówce, kiedy Suns próbowali gonić wynik. Po meczu powiedział, że wciąż ma żal wobec swojej starej drużyny, a fani nawet nie potrafili go porządnie wybuczeć. Morris jest w swoim świecie - na boisku i poza nim. I jest przy tym bardzo efektywny - cierpliwy, stały, grający bez strat i nie wykonujący szalonych akcji. Drummond i Reggie Jackson są liderami drużyny, a Morris graczem, na którym można polegać.
  • Reggie Jackson był wczoraj najlepszym strzelcem, a w czwartej kwarcie wziął ciężar gry na siebie zdobywając 14 pkt. na wszystkie możliwe sposoby. 
  • Kentavious Caldwell-Pope dodał 18 przy skuteczności 80%!! W pierwszej połowie był nie do zatrzymania.
  • Morris grał dłużej ze zmiennikami, co ma poprawić słabą postawę zmienników. Wczoraj dali radę, Steve Blake trafił dwie trójki, a mimo słabej skuteczności, byli bardzo aktywni w obronie i nie pozwolili Suns odskoczyć.
  • Stanley Johnson musi się jeszcze wiele nauczyć. Na szczęście chodzi bardziej o podejmowanie właściwych decyzji, niż same umiejętności. Widać, że ma sporo do zaoferowania, ale na razie nie wie kiedy atakować, kiedy odgrywać, a kiedy czaić się i czekać na okazję. Van Gudny wydaje się być cierpliwy i czeka aż Stanley odnajdzie się w zagrywkach.
W niedzielę wizyta w zielonym stanie Oregon u Damiana Lillarda i spółki. Deeetroit Basketbaaall !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz